czwartek, 19 marca 2020

Relacja: Wizz Air Oslo - Gdańsk klasa ekonomiczna (A321)

Zwykle nie opisuję lotów popularnymi tanimi liniami, ale zwykle nie latają też one z głównych lotnisk, jak Oslo Gardermoen, które rocznie obsługuje niemal 30 milionów pasażerów.

Widok na terminal z miniparku przed lotniskowym Radissonem
Architektura budynku robi wrażenie; dach znajduje się bardzo wysoko, a przestrzenie są rozległe - miła odmiana dla malutkich, ciasnych "tanich" lotnisk, które bardziej przypominają Ikeę na przedmieściach niż międzynarodowy port lotniczy. Wszechobecne drewniane belki podtrzymujące dach, oraz wiele innych "zielonych" akcentów, słusznie przywodzi myśl, iż Norwegowie dbają o środowisko.


Stanowiska odprawy Wizzaira niczym nie różnią się od pozostałych linii (nie licząc faktu, iż check-in na lotnisku w węgierskiej linii jest dodatkowo płatny). Sam odprawiłem się jednak przez internet i z mobilną kartą pokładową na moim smartfonie udałem się bezpośrednio na kontrolę bezpieczeństwa.


Pomimo bycia wylosowanym na dodatkową kontrolę bezpieczeństwa po przejściu przez maszynę przypominającej pionową tubę, "security" nie zajęło mi więcej niż 10 minut. Jak zwykle w Norwegii, kontrola była profesjonalna i niestresująca dla kontrolowanych, pozbawiona ponaglania pasażerów czy ich szorstkiego traktowania przez służby.


W drodze do międzynarodowej części terminalu, przeszedłem przez kilka sklepów wolnocłowych, które bez wahania określiłbym jako spektakularne. Ceny za alkohole, wbrew oczekiwaniom, wcale nie szokują. Przykładowo litrowy gin "Bombay Sapphire" był tutaj nawet kilka złotych tańszy niż w Gdańsku. Inaczej ma się kwestia wody mineralnej, która kosztuje kilkanaście złotych za półlitrową butelkę (na szczęście są też fontanny z darmową wodą pitną).


Ktoś wpadł na całkiem pomysłowy sposób promowania twórczości najbardziej znanego z norweskich artystów - Edvarda Muncha, umieszczając oryginalne dzieła tego elektryzującego autora pośrodku terminalu.



Do odlotu miałem jeszcze ok. 2 godzin, dlatego postanowiłem pospacerować po budynku w poszukiwaniu co ciekawszych samolotów. Specjalnej różnorodności nie ma - do wyboru maszyny Norwegiana i SASu, trafiłem jeszcze A321 Wizzaira do Krakowa oraz A320 Lufthansy do Frankfurtu.

Nie umiem sobie wyobrazić maszyn SASu bez czerwonych gondol silników (które mają 
zniknąć w ciągu najbliższych kilku lat na rzecz srebra/grafitu/szarości)
Siostrzana maszyna Wizzaira lecąca do Krakowa
Boarding lotu do Gdańska odbywał się przez gate D5, po prawej stronie tej części budynku, co oznaczało konieczność fotografowania "naszego" A321 pod słońce. Procedura boardingu była dość chaotyczna. Zamiast dwóch kolejek do dwóch stanowisk, powstała "chmura" pasażerów, bezładnie zbliżająca się do kontroli kart pokładowych. Gdy zbiegowisko zaczęło wreszcie przypominać kształtem klasyczną kolejkę, ktoś z obsługi bramki krzyknął, iż do obu wyjść zapraszają na razie wyłącznie pasażerów z wykupionym pierwszeństwem wejścia na pokład, co ponownie wywołało zamieszanie i konsternację. 

21.09.2019
Wizz Air W61784
Oslo Gardermoen (OSL) - Gdańsk (GDN)
Planowy wylot: 17:40
Planowy przylot: 19:10
Długość rejsu: 1 h 30 min
Samolot: Airbus A321 HA-LTA
Klasa ekonomiczna
Miejsce: 30E (środek)

Kilkanaście minut po zrobieniu tego zdjęcia, przy stanowiskach zapanował 
chaos i bezład złożony z ponad 200 osób
Nie było litości dla pasażerów ze zbyt dużym bagażem podręcznym - pierwszy raz spotkałem się, by z taką surowością sprawdzano w sizerach nawet miękkie torby. Na moich oczach za "dodatkowe centymetry" zapłaciły trzy osoby. Obawiam się, że jeśli obsługa będzie tak rygorystycznie kontrolować bagaże oraz dość opieszale i bezładnie przeprowadzać boarding samolotu z 230 miejscami, krótkie czasy "turn-around'u" (czasu od przylotu do wylotu) mogą nie wystarczyć.


Pasażerowie z miejscami w przedniej części samolotu wchodzili na pokład przez rękaw, natomiast reszta, w tym ja, po płycie lotniska przez tylne drzwi maszyny. 



Przez dobre kilka minut byłem na płycie zupełnie sam, co było dość surrealistycznym uczuciem zważywszy na ogromne rozmiary lotniska. Chyba pierwszy raz spotkałem się z taką formą wejścia na pokład w porcie tej wielkości.

Nietypowo słoneczny, jak na Norwegię, dzień niezbyt umożliwiał jednak robienie moich ulubionych zdjęć prosto z płyty
Cieszę się, że Wizzair zrezygnował z ponownego sprawdzania kart pokładowych przy drzwiach maszyny. Niepotrzebnie wydłużało to czas wejścia na pokład, gdyż większość osób zwykle zdążyła już była głęboko schować swój "boarding" i musiała szukać go w czeluściach plecaków, torebek czy kieszeni.


Ekscytacja lotem A321 z dużego lotniska kończy się mniej więcej tam, gdzie zaczyna się siedzenie z tyłu maszyny na środkowym fotelu z minimalną przestrzenią na nogi. A w zasadzie, sądząc po twardości i wyprofilowaniu, raczej krześle niż fotelu. Tak krótki, 1,5-godzinny, lot mógłbym przetrwać nawet na stojąco, ale siedzenie było tak niewygodne, że ból pleców i karku byłby niewyobrażalny na dłuższym locie, np. na Islandię. Zdecydowanie warto dopłacić wtedy za miejsce premium lub chociaż takie pod oknem, by móc swobodnie oprzeć głowę o ściankę w czasie snu.


Zgodnie z moimi przewidywaniami, po długawym boardingu wystartowaliśmy z 10-minutowym opóźnieniem.

Wizzair nie oferuje żadnej rozrywki na pokładzie, nie licząc gazetki pokładowej, komunikatów zachęcających do zakupów duty free oraz podchmielonych pasażerów głośno opowiadających swoje "fascynujące" historie.

Zniżanie do lotniska w Gdańsku rozpoczęliśmy przy przepięknych promieniach 
zachodzącego słońca
Wizzair wpisał w rozkład ok. 10-20 minut zapasu, dlatego pomimo późnego wylotu, w Gdańsku i tak wylądowaliśmy 10 minut przed czasem.

Zrobienie zdjęcia ze środkowego fotela wymaga wielkiej gimnastyki
Po wylądowaniu w Gdańsku czekały na nas dwa przegubowe autobusy, które zabrały na swój pokład łącznie, według moich szacunków ok. 210-220 pasażerów. Gdy oba wypełniły się do granic możliwości, przewiozły nas do hali przylotów i chwilę później byłem już w drodze do domu.


Na wypadek upadku Norwegiana, węgierski przewoźnik z pewnością będzie ostrzył sobie zęby na przejęcie wielu spośród jego dochodowych tras z Oslo Gardermoen. Loty z największego lotniska w Norwegii są dla niego dobrą okazją do przetestowania zainteresowania swoją ofertą oraz sprawdzenia rentowności swych usług w mało typowym dla siebie środowisku, w postaci portu lotniczego z dużo wyższymi opłatami za pasażera niż typowe lotniska niskokosztowe, pokroju np. Oslo Sandefjord-Torp.

Lecieliście kiedyś tanią linią z któregoś z "głównych" lotnisk?

Udostępnij:

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Copyright © Odlotowe Podróże | Powered by Blogger
Design by SimpleWpThemes | Blogger Theme by NewBloggerThemes.com