niedziela, 4 sierpnia 2019

Relacja: Kulula Cape Town - Johannesburg klasa ekonomiczna (B737-400)

Linia lotnicza pod nazwą "Kulula" nie brzmi dla mnie jak przewoźnik oferujący produkt premium. Całkiem słusznie, gdyż jest to jedna z marek Comair odpowiadająca za obsługę sektora LCC. Z kolei Comair to przewoźnik, który od założenia w 1946, przez 72 lata z rzędu nieprzerwanie notował zyski, więc chyba można mu wybaczyć tę niezbyt ekskluzywną nazwę.

Linia ta, oprócz innych usług, zarabia dzięki Kululi oraz "British Airways operated by Comair" - maszyny w malowaniach British Airways, mundury załogi jak w British Airways, lecz w rzeczywistości operatorem jest Comair, co samo w sobie jest fascynujące.

Obie marki Comair - Kulula oraz British Airways
Źródło: Boeing
Kupując bilet łączony na całą podróż, na stronie KLMu widniała informacja, iż przewoźnikiem będzie Comair, bez rozróżnienia na jedną z powyższych marek, więc niemal do ostatniej chwili nie wiedziałem, czego się spodziewać - low costa czy lepszej wersji British Airways niż oryginał. Ostatecznie okazało się, iż ślepy los wybrał dla mnie Kululę.

Dzięki znacznej ilości lotów w ciągu dnia, check-in jest otwarty praktycznie cały czas i udało mi się odprawić na ponad 2 godziny przed lotem.


Część ogólnodostępna jest bardzo przestronna i przypomina trochę terminal 3 lotniska w Pekinie. Część zastrzeżona do odlotów krajowych, w której znalazłem się po błyskawicznej i dość pobieżnej kontroli bezpieczeństwa, to już niestety zupełnie inny świat.

Brakuje restauracji z prawdziwego zdarzenia (chociażby KFC czy McDonalda). Te dostępne nie powalają jakością. Przynajmniej są relatywnie tanie (jak na standardy lotniskowe).

Gate'y autobusowe, umieszczone w "piwnicy" terminalu w czasie mojej wizyty były strasznie zatłoczone i sprawiały wrażenie ciemnych i klaustrofobicznych.


Na szczęście mój rejs odlatywał z głównej, przeszklonej części budynku, dzięki czemu mogłem podziwiać egzotyczną kolorystykę samolotów.




Ilość Boeingów 737 w malowaniu British Airways, a także Jumbo Jet w identycznych barwach sprawiają wrażenie, jakbyśmy byli w jednym z hubów brytyjskiego przewoźnika.


Maszyna wykonująca mój lot przyleciała z Johannesburga w charakterystycznym malowaniu "Flying 102" słynącym z zamieszczonych na kadłubie informacji dotyczących budowy samolotu.


Powiązanie Kululi i KLMu jest dość luźne, co sprawia, że na lotach afrykańskim przewoźnikiem nie przysługują przywileje SkyTeamu. O ile brak wcześniejszego wejścia na pokład samolotu to żadna tragedia, mniejszy limit bagażu, zgodny z ograniczeniami lokalnego przewoźnika, to już mniej przyjemna sprawa.

Wejście na pokład odbywało się poprzez rękaw, dzięki czemu ani na chwilę nie trzeba było opuszczać klimatyzowanego budynku.

Kulula (Comair) MN106
Cape Town (CPT) - Johannesburg O.R. Tambo (JNB)
Planowy wylot: 18:30
Planowy przylot: 20:30
Długość rejsu: 2 h
Samolot: Boeing 737-400 ZS-OAP
Klasa ekonomiczna
Miejsce: 11E (środek)



Lekko przekrzywione, "artystyczne" spojrzenie na skrzydło
Już dawno nie leciałem klasycznym 737. Ten był bardzo klasyczny, gdyż w tym roku skończy 30 lat, a w swojej karierze latał m.in. dla Malaysia Airlines czy Dan-Air London, włączonych później w skład British Airways. Do Comair dołączył w dojrzałym wieku 19 lat, gdzie ponownie latał w barwach British Airways, jednak tym razem na trasach krajowych po RPA.

Kabina wyglądała mocno retro. Nie chodzi tylko o ślady zużycia, ale przede wszystkim o archaiczny kształt paneli nad głowami czy wielgaśne fotele (ograniczające i tak niewielką przestrzeń na nogi).


Ze względu na znaczne obłożenie lotu i dużą ilość bagaży, boarding trwał długo. Moje miejsce znajdowało się na wysokości silników, ciut przed skrzydłem, a pod oknem siedział sympatyczny starszy pan w koszulce polo z logiem Boeinga, który wydawał się być jeszcze większym pasjonatem lotnictwa ode mnie.


Niezwykle wygodne w RPA jest to, iż angielski jest podstawowym językiem większości mieszkańców tego kraju. To zdecydowane ułatwienie dla turystów. Kto był w Azji lub innych egzotycznych krajach, w których po angielsku nie mówi niemal nikt, a zamówienie obiadu w restauracji to wyczyn pokroju lądowania na Księżycu, zrozumie o czym mówię.

Mimo to, o dziwo, z komunikatów załogi nie rozumiałem praktycznie ani słowa. Pierwszy raz spotkałem się z tak nietypowym akcentem.


Sam lot przebiegł bez większych wydarzeń. Na pokładzie nie ma zbyt wielu atrakcji, gdyż Kulula nie oferuje żadnych systemów rozrywki ani jakiegokolwiek bezpłatnego serwisu, a widoki za oknem szybko spowił mrok nocy.

Wybrzeże i góry, jak zwykle w RPA, spowite chmurami
Z braku alternatyw, przejrzałem gazetkę pokładową. Wybór przekąsek jest całkiem przyzwoity, a ceny niezbyt wygórowane (cenę w randach należy podzielić przez 4, by uzyskać cenę w złotówkach).


Comair jest jedną z modelowych linii jeśli chodzi o zyskowność, dlatego zaskoczyło mnie, że jej prezesem jest kobieta, gdyż z pamięci nie jestem w stanie wymienić żadnej innej kobiety będącej najważniejszą postacią w którejkolwiek dużej firmie w tej branży. Chapeau bas, Pani Stander!


Na lotnisku międzynarodowym O.R. Tambo w Johannesburgu lądowaliśmy już w kompletnych ciemnościach, a po krótkim kołowaniu zatrzymaliśmy się przy rękawie.

Lot nie różnił się wiele od typowych linii ULCC w Europie i był pozbawiony jakichkolwiek "bajerów", jednak spełnił swoją rolę, dowożąc mnie punktualnie na moją przesiadkę w Jo'burgu. Podróż tak antycznym 737 była swego rodzaju podróżą w czasie, jednak z tego typu doświadczeń preferuję loty innego rodzaju zabytkami.

Udostępnij:

2 komentarze:

Copyright © Odlotowe Podróże | Powered by Blogger
Design by SimpleWpThemes | Blogger Theme by NewBloggerThemes.com