![]() |
Niestety tym razem to nie tym samolotem dane mi było lecieć |

Stanowią one zdecydowany trzon wszystkich operacji portu lotniczego w stolicy Łotwy.


Z mniej typowych gości, kilkadziesiąt minut przed moim odlotem do jednego z rękawów podjechał Boeing 767-300 Privilege Style.

Jeszcze kilka lat temu z Rygi można było bezpośrednio polecieć szerokim kadłubem do Nowego Jorku, za sprawą połączenia Uzbekistan Airways, które na trasie z/do Taszkientu miało tu międzylądowanie. Jednak od czasu, gdy przewoźnik odebrał Boeingi 787, zdolne do bezpośrednich lotów do USA, ryskie lotnisko zostało pozbawione regularnych odwiedzin szerokokadłubowców.
Bardzo zależało mi na punktualności mojego lotu do Warszawy, gdyż każde opóźnienie oznaczało ryzyko, iż noc będę musiał spędzić nie w domu, lecz w Warszawie, zupełnie spontanicznie. Po kilkunastu godzinach na nogach i intensywnych kilku dniach za sobą, niezbyt mnie kusiła taka wizja.

Po zmianie gate'u okazało się, iż wejście do samolotu będzie odbywało się nie za pomocą rękawa, lecz autobusu.
airBaltic BT467
Ryga (RIX) - Warszawa im. Chopina (WAW)
Planowy wylot: 18:20
Planowy przylot: 18:45
Długość rejsu: 1 h 25 min
Samolot: Bombardier Dash Q400 YL-BBW
Klasa biznes
Miejsce: 2F (okno)
Po odstaniu swojego w kolejce do drzwi, wszedłem na pokład i zająłem miejsce 2F, po prawej stronie samolotu pod oknem. airBaltic w klasie biznes blokuje sąsiednie miejsce, dlatego miałem dwa fotele tylko dla siebie.
Wielkość klasy biznes dostosowywana jest do ilości chętnych. Na tym locie byłem jedynym pasażerem w tej klasie serwisowej, podczas gdy klasa ekonomiczna była w większości zajęta.
Pomimo krytyki, która często spada na Bombardiery Q400, moim zdaniem wcale nie brakuje w nich miejsca. Wprawdzie kabina jest mniejsza od A320 czy B737, ale w Q400 nie używa się cienkich foteli typu slim-line, a układ siedzeń 2+2 jest zdecydowanie mniej klaustrofobiczny niż 3+3. Miękkie oparcie foteli oraz ich ergonomiczne wyprofilowanie czynią tę maszynę prawdopodobnie moją ulubioną wśród samolotów na krótkich trasach regionalnych.
Gdy wygodnie usadowiłem się na swoim miejscu, sympatyczna stewardesa ponownie powitała mnie na pokładzie, zaproponowała drink powitalny (woda lub sok pomarańczowy), koc i poduszkę oraz przegląd prasy międzynarodowej.
Przedstawiono mi także (świetnie mi już znane z poprzednich lotów) menu. Pasażerowie klasy biznes mogą wybrać swój posiłek przez internet przed lotem. Nie skorzystałem z tej możliwości i zdałem się na los.
Na wszystkich moich czterech lotach załogi wyglądały perfekcyjnie - nieskazitelnie czyste mundury, nienaganne maniery i uśmiech przy każdej interakcji z pasażerami.
Drzwi dość długo pozostawały otwarte, co wynikało z przejazdu pasażerów dwoma autobusami oraz tankowaniem samolotu. Gdy usłyszałem o konieczności tankowania, byłem już pewien, że wieczór spędzę nie w domu, lecz szukając noclegu w Warszawie. Tankowanie, ze względów bezpieczeństwa, wyraźnie wydłuża boarding, który i tak zaczął się z opóźnieniem.
Gdy nareszcie udało się zakończyć wszystkie procedury, rozpoczęło się kołowanie do pasa, a następnie rozbieg, w czasie którego dostrzegłem maszyny należące do miejscowego muzeum lotnictwa. Znajdował się wśród nich, podarowany w 2009 roku, Tupolew Tu-134 w barwach rosyjskiego Aerofłotu.
W odróżnieniu od większości startów na pokładzie "Typowego Dasha", tym razem wznoszenie było bardzo gwałtowne i strome, zupełnie jak w odrzutowcu. Kilka minut później wszystko spowiły gęste chmury, a stewardesy zaczęły przygotowania do serwisu pokładowego.
Przeprowadzenie serwisu na tak krótkiej, ok. godzinnej, trasie wymaga sprawnych ruchów, dlatego po przekroczeniu 10 tysięcy stóp, purserka bez zwłoki zaczęła przygotowywać moją kolację, zaczynając od zaproponowania mi napoju - poprosiłem o szklankę soku pomarańczowego.
Niedługo później na stoliku przede mną pojawiła się ciepła kolacja - pierś z kaczki z puree marchewkowym, warzywami oraz sosem szafranowym.
Brawa dla airBaltic, że nie zważając na możliwość wykpienia się, poszło krok dalej niż bym tego oczekiwał i było w stanie tak dostosować wyposażenie maszyny, by zapewnić pasażerom najwyższy możliwy komfort, adekwatny do ceny, którą płacą za lot w klasie biznes.
Pieczywo mogłem wybrać z koszyka, w którym znajdowały się m.in. ciepłe bułki czy łotewski chleb na miodzie (fantastyczny, koniecznie spróbujcie!).
Po wydaniu mi posiłku, obsługująca mnie stewardesa przeszła na tył samolotu, by pomóc swoim kolegom w (płatnym) serwisie w klasie ekonomicznej.
Gdy wróciła po dłuższej chwili, gorąco namawiała mnie na kawę lub herbatę do deseru, lecz byłem tak syty i zmęczony, że odmówiłem.
Bardzo zależało mi na szybkim lądowaniu, jednak ku mojemu rozczarowaniu, kolejka do warszawskiego lotniska była długa, a co za tym idzie również i krążenie w okolicy trwało naprawdę długo.
Gdy wreszcie udało się wylądować, czekało nas długie kołowanie, przerywane koniecznością przepuszczania innych maszyn.
Po dotarciu do ostatecznej pozycji postojowej rozpoczął się deboarding za pomocą autobusu. Czekając aż pozostali podróżni wsiądą do autobusu, obserwowałem jak w pierwszej kolejności wypakowywane są przesyłki Poczty Polskiej. Pomyślałem, że to ostateczny koniec szans, by odebrać bagaż i zdążyć na pociąg z Warszawy Centralnej.
Ilość (niekorzystnych) przypadków i zbiegów okoliczności na tym locie, to wręcz komedia, oczywiście były one zupełnie niezależne od przewoźnika, a ostatecznie bez większego problemu zdążyłem na (ostatni tego dnia) pociąg do domu i wszystko skończyło się szczęśliwie.
airBaltic to bardzo wygodna i efektywna linia butikowa (mająca poważny plan rozwoju), która oferuje loty w wiele unikalnych miejsc, do których można się dostać po łatwej i przyjemnej przesiadce na lotnisku w Rydze. Z ogromną radością skorzystam z ich usług ponownie w przyszłości.




Po odstaniu swojego w kolejce do drzwi, wszedłem na pokład i zająłem miejsce 2F, po prawej stronie samolotu pod oknem. airBaltic w klasie biznes blokuje sąsiednie miejsce, dlatego miałem dwa fotele tylko dla siebie.
Wielkość klasy biznes dostosowywana jest do ilości chętnych. Na tym locie byłem jedynym pasażerem w tej klasie serwisowej, podczas gdy klasa ekonomiczna była w większości zajęta.

Pomimo krytyki, która często spada na Bombardiery Q400, moim zdaniem wcale nie brakuje w nich miejsca. Wprawdzie kabina jest mniejsza od A320 czy B737, ale w Q400 nie używa się cienkich foteli typu slim-line, a układ siedzeń 2+2 jest zdecydowanie mniej klaustrofobiczny niż 3+3. Miękkie oparcie foteli oraz ich ergonomiczne wyprofilowanie czynią tę maszynę prawdopodobnie moją ulubioną wśród samolotów na krótkich trasach regionalnych.

Gdy wygodnie usadowiłem się na swoim miejscu, sympatyczna stewardesa ponownie powitała mnie na pokładzie, zaproponowała drink powitalny (woda lub sok pomarańczowy), koc i poduszkę oraz przegląd prasy międzynarodowej.
Przedstawiono mi także (świetnie mi już znane z poprzednich lotów) menu. Pasażerowie klasy biznes mogą wybrać swój posiłek przez internet przed lotem. Nie skorzystałem z tej możliwości i zdałem się na los.

Na wszystkich moich czterech lotach załogi wyglądały perfekcyjnie - nieskazitelnie czyste mundury, nienaganne maniery i uśmiech przy każdej interakcji z pasażerami.

Gdy nareszcie udało się zakończyć wszystkie procedury, rozpoczęło się kołowanie do pasa, a następnie rozbieg, w czasie którego dostrzegłem maszyny należące do miejscowego muzeum lotnictwa. Znajdował się wśród nich, podarowany w 2009 roku, Tupolew Tu-134 w barwach rosyjskiego Aerofłotu.

W odróżnieniu od większości startów na pokładzie "Typowego Dasha", tym razem wznoszenie było bardzo gwałtowne i strome, zupełnie jak w odrzutowcu. Kilka minut później wszystko spowiły gęste chmury, a stewardesy zaczęły przygotowania do serwisu pokładowego.

Przeprowadzenie serwisu na tak krótkiej, ok. godzinnej, trasie wymaga sprawnych ruchów, dlatego po przekroczeniu 10 tysięcy stóp, purserka bez zwłoki zaczęła przygotowywać moją kolację, zaczynając od zaproponowania mi napoju - poprosiłem o szklankę soku pomarańczowego.

Niedługo później na stoliku przede mną pojawiła się ciepła kolacja - pierś z kaczki z puree marchewkowym, warzywami oraz sosem szafranowym.

Chyba w tym momencie byłem pod największym wrażeniem serwisu airBaltic - ciepły posiłek na pokładzie Bombardiera Q400. Przewoźnicy w Europie stosują różne wymówki usprawiedliwiające brak porządnych posiłków (nawet w klasie biznes). Wymówka w postaci samolotu, w którym zazwyczaj nie instaluje się piekarników do podgrzewania jedzenia, jest moim zdaniem zrozumiała.

Pieczywo mogłem wybrać z koszyka, w którym znajdowały się m.in. ciepłe bułki czy łotewski chleb na miodzie (fantastyczny, koniecznie spróbujcie!).
Po wydaniu mi posiłku, obsługująca mnie stewardesa przeszła na tył samolotu, by pomóc swoim kolegom w (płatnym) serwisie w klasie ekonomicznej.
Gdy wróciła po dłuższej chwili, gorąco namawiała mnie na kawę lub herbatę do deseru, lecz byłem tak syty i zmęczony, że odmówiłem.
Bardzo zależało mi na szybkim lądowaniu, jednak ku mojemu rozczarowaniu, kolejka do warszawskiego lotniska była długa, a co za tym idzie również i krążenie w okolicy trwało naprawdę długo.

Gdy wreszcie udało się wylądować, czekało nas długie kołowanie, przerywane koniecznością przepuszczania innych maszyn.

![]() |
Bombardier Q400 w pełnym malowaniu LOT (na pierwszym planie) oraz A340 Air Belgium (w tle) wykonujący loty w zastępstwie uziemionych Dreamlinerów LOTu |
Ilość (niekorzystnych) przypadków i zbiegów okoliczności na tym locie, to wręcz komedia, oczywiście były one zupełnie niezależne od przewoźnika, a ostatecznie bez większego problemu zdążyłem na (ostatni tego dnia) pociąg do domu i wszystko skończyło się szczęśliwie.
0 komentarze:
Prześlij komentarz