Po krótkim pobycie w dawnej stolicy Kazachstanu, przyszedł czas na powrót do Europy i kolejną podróż na pokładzie Airbusa A220. By wejść do hali odlotów, należy najpierw przejść wstępną kontrolę bezpieczeństwa, co jest normą w wielu azjatyckich krajach.
Air Astana ewidentnie pozycjonuje się jako "gospodarz" lotniska w Ałmatach.

Sama hala odlotów jest stosunkowo niewielka i w obliczu porannego szczytu była bardzo zatłoczona, jednak udało mi się znaleźć miejsce siedzące i poczekać na otwarcie odprawy lotu do Rygi.


Odprawiłem się przy dedykowanym stanowisku dla klasy biznes. Wbrew wielu legendom krążącym w internecie, starsza pani, obsługująca mnie, mówiła bez problemu po angielsku.
Kontrola bezpieczeństwa z jednej strony wyglądała bardzo poważnie i surowo, z drugiej zaś okazała się raczej pobieżna i szybka, podobnie jak kontrola paszportowa, która również przebiegła bardzo sprawnie.
Po jej przejściu znajdujemy się w pojedynczej strefie oczekiwania, która wydaje się zdecydowanie za mała jak na największe (pod względem ilości pasażerów) lotnisko tak dużego kraju.


Ceny w sklepach wolnocłowych zdecydowanie nie zachęcają do zakupów, jedzenie w barach nie wyglądało apetycznie, z biletem airBaltic nie przysługuje wstęp do business loungu, a podwójnie przeszklony korytarz, oddzielający poczekalnię od płyty postojowej, skutecznie powstrzymuje przed spottingiem - tyle w kwestii atrakcji.
Zważywszy na niezbyt liczne sanitariaty, zamkniętą przestrzeń i ograniczoną ilość siedzeń, spędzenie tu dłuższej ilości czasu nie wydaje się zbyt kuszącą perspektywą.
Lot do Rygi miał odbywać się z gate'u autobusowego 1B, ulokowanego na poziomie płyty lotniska.
Lot do Rygi miał odbywać się z gate'u autobusowego 1B, ulokowanego na poziomie płyty lotniska.

airBaltic BT747
Ałmaty (ALA) - Ryga (RIX)
Planowy wylot: 08:35
Planowy przylot: 11:20
Długość rejsu: 5 h 45 min
Samolot: Airbus A220-300 (Bombardier CS300) YL-CSJ
Klasa biznes
Miejsce: 2A (okno)
Niezbyt się ucieszyłem na myśl o boardingu w strugach deszczu, co okazało się uzasadnione - przed wejściem na zadaszone (!) schody do samolotu, należało przejść dodatkową kontrolę dokumentów i karty pokładowej.

Nie chciałem przyciągać na siebie uwagi robieniem zdjęć, ale nie mogłem się powstrzymać na widok dzioba A220 i okien przypominających "bandycką maskę". Ciężko mu odmówić gracji i seksapilu!
Przy drzwiach zostałem powitany przez tę samą załogę, z którą dwa dni wcześniej przyleciałem z Rygi.
Próg maszyny wciąż zdradza jej rodowód - program CSeries Bombardiera.
Ku mojemu pozytywnemu zaskoczeniu, była to jedna z nowszych maszyn (niespełna roczna), o czym świadczą zmodyfikowane fotele z zagłówkami oraz grubszym poszyciem fotela zapewniającym zdecydowanie wygodniejsze oparcie.
Tym razem udało mi się przydzielić sobie, moim zdaniem najlepsze w całej kabinie, miejsce 2A.
Znaczna ilość miejsca na nogi, zablokowane miejsce obok oraz ścianka przed sobą sprawiają, że ma się wrażenie siedzenia w prywatnym przedziale.
Minusem może być obecność tacki na miejscu 2B; umożliwia ona ustawianie napojów i jedzenia, lecz nie pozwala rozsiąść się lub położyć na dwóch fotelach.
Największą obawą w przypadku siedzeń w pierwszym rzędzie jest bliskość ścianki i brak możliwości wyciągnięcia nóg, jednak tu przestrzeni nie brakowało.
Po zajęciu miejsca zaproponowano mi wodę lub sok pomarańczowy jako drink powitalny.
Tym razem na pokładzie zameldowało się 106 pasażerów, w tym 7 w klasie biznes, która rozciągała się aż do 5. rzędu.
Podczas boardingu kabina cały czas była podświetlona na limonkowy, charakterystyczny dla przewoźnika kolor.
Gdy wszyscy znaleźli się na pokładzie, na ekranikach nad głowami wyświetlono instrukcję bezpieczeństwa i zaczęliśmy kołowanie do pasa.
Uwielbiam przyglądać się maszynom na pozaeuropejskich lotniskach. Im bardziej na wschód, tym różnorodność kolorów i wzorów jest większa. Niestety tym razem silny deszcz popsuł mi zabawę.
Podczas startu dało się dostrzec konstrukcję przypominającą niedokończony szkielet terminalu. Nie znalazłem w internecie rozwiązania tej zagadki.
Ośnieżone, majestatyczne w pogodny dzień szczyty, dziś zupełnie tonęły w deszczu i chmurach.
Pomimo lekkich turbulencji w czasie wznoszenia, przejrzałem magazyn pokładowy.
Jego grubość (ponad 200 stron) jest absolutnie adekwatna do długości nawet najdalszych lotów przewoźnika. Jednak w odróżnieniu od większości magazynów pokładowych, ten zawierał znaczną ilość autentycznie ciekawych treści, w tym długi, okraszony zapierającymi dech w piersiach zdjęciami, artykuł o atrakcjach Ałmaty i okolic, w tym Kanionie Szaryńskim.
Po przekroczeniu 10 tysięcy stóp, rozwinięto zasłonę oddzielającą klasę biznes od ekonomicznej i rozdano poduszki, koce oraz menu.
W czasie rozdawania menu, zostałem poinformowany przez szefową pokładu, że nie załadowano dla mnie posiłku, ale mogę wybrać (bezpłatnie) dowolną pozycję z menu (a konkretniej listy posiłków sprzedawanych w klasie ekonomicznej) w dowolnym momencie. Posiłki na życzenie? Nie brzmi wcale tak źle!
Zważywszy na wczesną pobudkę i brak możliwości zjedzenia na lotnisku, absolutnie umierałem z głodu, więc bez zwłoki poprosiłem o croissanta z szynką i serem oraz panini z serem i kurczakiem.
Mój posiłek podano na tacce z serwetkami, łotewską czekoladką Laima oraz zestawem sztućców.
Croissant podawany jest na zimno, podczas gdy bagietka była gorąca, a ser w środku roztopiony.
Ilość sosu majonezowego była jak dla mnie trochę oszałamiająca i zmniejszyłbym jego ilość, ale w ogólności byłem zadowolony (i zdecydowanie najedzony!). Nie miałem już miejsca na croissanta. Było mi głupio, że tak się podpaliłem i zamówiłem dwie rzeczy, a po jednej byłem już pełen, więc postanowiłem chociaż go spróbować - nie przypadł mi do gustu.
Mając na uwadze długi dzień przed sobą, po jedzeniu postanowiłem skorzystać z toalety, a następnie trochę się przespać.
W dalszym ciągu jestem w szoku jak wielkie i eleganckie są toalety w A220. Szczególnie podoba mi się potężny, a'la granitowy, zlew, w którym można swobodnie umyć dłonie bez zachlapywania podłogi.
Tym razem fotele były znacznie wygodniejsze i przemyślane niż w maszynie tego samego typu na wcześniejszym locie. Wiele drobnych udogodnień zaowocowało zauważalną różnicą w komforcie siedzenia.
Dodanie zagłówków, grubsze, zdecydowanie bardziej miękkie oparcie oraz wyprofilowanie tyłu fotela tak, by zapewnić pasażerom dodatkową przestrzeń na nogi, a także kieszonki/siateczki na drobiazgi, to jedne z ulepszeń, które jako pierwsze rzucają się w oczy. Fotele odchylają się w "klasyczny" sposób, tzn. siedzisko nie wysuwa się do przodu podczas odchylania oparcia.
Niestety w dalszym ciągu brakuje możliwości naładowania urządzeń elektronicznych.
Z mojego snu za wiele nie wyszło, raczej określiłbym to jako godzinny odpoczynek z przymkniętymi oczami, pomimo faktu że z poduszką i kocem siedziało mi się bardzo wygodnie.
Obejrzałem (ściągnięty wcześniej na mojego iPada) koreański film z Netflixa - "the Drug King". Pomimo dobrej obsady i ciekawego początku, rozczarował mnie. Odniosłem wrażenie, że scenarzysta zatracił pomysł w połowie filmu.
Nic tak nie umila seansu jak przekąska - poprosiłem o colę i muffina.
Za każdym razem, gdy dostawałem napój, stawał on na tłoczonej, papierowej podkładce z logo airBaltic.
Wyrazy uznania dla załogi, która regularnie sprawdzała, czy nikt z pasażerów niczego nie potrzebuje, i sprawnie spełniała prośby o dolewki.
Gdy skończyłem oglądanie filmu, byliśmy już w europejskiej części Rosji. Postanowiłem poprosić o posiłek przed lądowaniem, na który upatrzyłem sobie lasagne.
W pierwszej chwili, gdy zaczepiłem stewardesę z klasy ekonomicznej, usłyszałem, że już za późno na jedzenie, jednak po chwili pojawiła się, obsługująca klasę biznes, purserka, która zgodziła się spełnić moją prośbę.
Podobnie jak śniadanie, lasagne również otrzymałem na tacy z metalowymi sztućcami, mokrą chusteczką oraz małą czekoladką Laima.
Lasagne była gorąca, jednak choć wydawała mi się najatrakcyjniejszą pozycją w menu, nie okazała się zbyt apetyczna. Ilość mięsa w niej była mocno ograniczona, a sztućce tonęły w rzadzkiej, tłustej potrawie.
Końcówkę lotu spędziłem podziwiając ogrom światła, jaki wpuszczają gigantyczne okna, większe nawet od tych w niektórych szerokich kadłubach.
Na miejsce 2A przypadają aż dwa tak wielkie okna.
Jednak najciekawszy widok jest z tyłu - uwielbiam patrzeć na wirującą turbinę silnika, zwłaszcza jeśli jego obudowa ma tak elektryzujący, limonkowy kolor. airBaltic wykonało świetną pracę utożsamiając się z rzadkim, charakterystycznym tylko dla siebie, kolorem.
Niedługo przed lądowaniem, na monitorach nad głowami wyświetlono informacje dotyczące przesiadek. To o wiele wygodniejsze rozwiązanie niż odczytywanie długich komunikatów przez głośniki.
Lądowanie na ryskim lotnisku, pełnym zielonych ogonów airBaltic, nastąpiło punktualnie i po krótkim kołowaniu zatrzymaliśmy się w pobliżu terminalu.
Podobnie jak w czasie boardingu, kabina na czas wysiadania również został podświetlona na zielono.
Ciężko rozstać się z tak zaawansowaną technologicznie maszyną, która dla każdego avgeeka jest aktualnie celem pożądania. Z drugiej strony, miło rozprostować nogi po kilku godzinach siedzenia.
Pomimo bliskości terminalu, wyjście odbywało się nie przez rękaw, a poprzez schody z samolotu na płytę, a następnie kolejne schody (tym razem w górę) wewnątrz budynku.
Po przejściu przez długi korytarz, dotarłem do kontroli paszportowej i po chwili byłem już w drodze na przystanek autobusowy, by spędzić kilka godzin w centrum stolicy Łotwy.



Przy drzwiach zostałem powitany przez tę samą załogę, z którą dwa dni wcześniej przyleciałem z Rygi.
Próg maszyny wciąż zdradza jej rodowód - program CSeries Bombardiera.


Tym razem udało mi się przydzielić sobie, moim zdaniem najlepsze w całej kabinie, miejsce 2A.

Znaczna ilość miejsca na nogi, zablokowane miejsce obok oraz ścianka przed sobą sprawiają, że ma się wrażenie siedzenia w prywatnym przedziale.
Minusem może być obecność tacki na miejscu 2B; umożliwia ona ustawianie napojów i jedzenia, lecz nie pozwala rozsiąść się lub położyć na dwóch fotelach.

Największą obawą w przypadku siedzeń w pierwszym rzędzie jest bliskość ścianki i brak możliwości wyciągnięcia nóg, jednak tu przestrzeni nie brakowało.
Po zajęciu miejsca zaproponowano mi wodę lub sok pomarańczowy jako drink powitalny.

Tym razem na pokładzie zameldowało się 106 pasażerów, w tym 7 w klasie biznes, która rozciągała się aż do 5. rzędu.

Podczas boardingu kabina cały czas była podświetlona na limonkowy, charakterystyczny dla przewoźnika kolor.
Gdy wszyscy znaleźli się na pokładzie, na ekranikach nad głowami wyświetlono instrukcję bezpieczeństwa i zaczęliśmy kołowanie do pasa.
Uwielbiam przyglądać się maszynom na pozaeuropejskich lotniskach. Im bardziej na wschód, tym różnorodność kolorów i wzorów jest większa. Niestety tym razem silny deszcz popsuł mi zabawę.

Podczas startu dało się dostrzec konstrukcję przypominającą niedokończony szkielet terminalu. Nie znalazłem w internecie rozwiązania tej zagadki.

Ośnieżone, majestatyczne w pogodny dzień szczyty, dziś zupełnie tonęły w deszczu i chmurach.
Pomimo lekkich turbulencji w czasie wznoszenia, przejrzałem magazyn pokładowy.

Jego grubość (ponad 200 stron) jest absolutnie adekwatna do długości nawet najdalszych lotów przewoźnika. Jednak w odróżnieniu od większości magazynów pokładowych, ten zawierał znaczną ilość autentycznie ciekawych treści, w tym długi, okraszony zapierającymi dech w piersiach zdjęciami, artykuł o atrakcjach Ałmaty i okolic, w tym Kanionie Szaryńskim.


Po przekroczeniu 10 tysięcy stóp, rozwinięto zasłonę oddzielającą klasę biznes od ekonomicznej i rozdano poduszki, koce oraz menu.

W czasie rozdawania menu, zostałem poinformowany przez szefową pokładu, że nie załadowano dla mnie posiłku, ale mogę wybrać (bezpłatnie) dowolną pozycję z menu (a konkretniej listy posiłków sprzedawanych w klasie ekonomicznej) w dowolnym momencie. Posiłki na życzenie? Nie brzmi wcale tak źle!


Zważywszy na wczesną pobudkę i brak możliwości zjedzenia na lotnisku, absolutnie umierałem z głodu, więc bez zwłoki poprosiłem o croissanta z szynką i serem oraz panini z serem i kurczakiem.

Mój posiłek podano na tacce z serwetkami, łotewską czekoladką Laima oraz zestawem sztućców.

Croissant podawany jest na zimno, podczas gdy bagietka była gorąca, a ser w środku roztopiony.

Ilość sosu majonezowego była jak dla mnie trochę oszałamiająca i zmniejszyłbym jego ilość, ale w ogólności byłem zadowolony (i zdecydowanie najedzony!). Nie miałem już miejsca na croissanta. Było mi głupio, że tak się podpaliłem i zamówiłem dwie rzeczy, a po jednej byłem już pełen, więc postanowiłem chociaż go spróbować - nie przypadł mi do gustu.
Mając na uwadze długi dzień przed sobą, po jedzeniu postanowiłem skorzystać z toalety, a następnie trochę się przespać.

W dalszym ciągu jestem w szoku jak wielkie i eleganckie są toalety w A220. Szczególnie podoba mi się potężny, a'la granitowy, zlew, w którym można swobodnie umyć dłonie bez zachlapywania podłogi.

Tym razem fotele były znacznie wygodniejsze i przemyślane niż w maszynie tego samego typu na wcześniejszym locie. Wiele drobnych udogodnień zaowocowało zauważalną różnicą w komforcie siedzenia.

Dodanie zagłówków, grubsze, zdecydowanie bardziej miękkie oparcie oraz wyprofilowanie tyłu fotela tak, by zapewnić pasażerom dodatkową przestrzeń na nogi, a także kieszonki/siateczki na drobiazgi, to jedne z ulepszeń, które jako pierwsze rzucają się w oczy. Fotele odchylają się w "klasyczny" sposób, tzn. siedzisko nie wysuwa się do przodu podczas odchylania oparcia.
Niestety w dalszym ciągu brakuje możliwości naładowania urządzeń elektronicznych.

Z mojego snu za wiele nie wyszło, raczej określiłbym to jako godzinny odpoczynek z przymkniętymi oczami, pomimo faktu że z poduszką i kocem siedziało mi się bardzo wygodnie.
Obejrzałem (ściągnięty wcześniej na mojego iPada) koreański film z Netflixa - "the Drug King". Pomimo dobrej obsady i ciekawego początku, rozczarował mnie. Odniosłem wrażenie, że scenarzysta zatracił pomysł w połowie filmu.
Nic tak nie umila seansu jak przekąska - poprosiłem o colę i muffina.

Za każdym razem, gdy dostawałem napój, stawał on na tłoczonej, papierowej podkładce z logo airBaltic.

Wyrazy uznania dla załogi, która regularnie sprawdzała, czy nikt z pasażerów niczego nie potrzebuje, i sprawnie spełniała prośby o dolewki.
Gdy skończyłem oglądanie filmu, byliśmy już w europejskiej części Rosji. Postanowiłem poprosić o posiłek przed lądowaniem, na który upatrzyłem sobie lasagne.

W pierwszej chwili, gdy zaczepiłem stewardesę z klasy ekonomicznej, usłyszałem, że już za późno na jedzenie, jednak po chwili pojawiła się, obsługująca klasę biznes, purserka, która zgodziła się spełnić moją prośbę.
Podobnie jak śniadanie, lasagne również otrzymałem na tacy z metalowymi sztućcami, mokrą chusteczką oraz małą czekoladką Laima.

![]() |
Sztućce sygnowane logo linii - uwielbiam taką dbałość o szczegóły |

Na miejsce 2A przypadają aż dwa tak wielkie okna.

Jednak najciekawszy widok jest z tyłu - uwielbiam patrzeć na wirującą turbinę silnika, zwłaszcza jeśli jego obudowa ma tak elektryzujący, limonkowy kolor. airBaltic wykonało świetną pracę utożsamiając się z rzadkim, charakterystycznym tylko dla siebie, kolorem.

Niedługo przed lądowaniem, na monitorach nad głowami wyświetlono informacje dotyczące przesiadek. To o wiele wygodniejsze rozwiązanie niż odczytywanie długich komunikatów przez głośniki.

Lądowanie na ryskim lotnisku, pełnym zielonych ogonów airBaltic, nastąpiło punktualnie i po krótkim kołowaniu zatrzymaliśmy się w pobliżu terminalu.

Podobnie jak w czasie boardingu, kabina na czas wysiadania również został podświetlona na zielono.

Ciężko rozstać się z tak zaawansowaną technologicznie maszyną, która dla każdego avgeeka jest aktualnie celem pożądania. Z drugiej strony, miło rozprostować nogi po kilku godzinach siedzenia.

Pomimo bliskości terminalu, wyjście odbywało się nie przez rękaw, a poprzez schody z samolotu na płytę, a następnie kolejne schody (tym razem w górę) wewnątrz budynku.


Po przejściu przez długi korytarz, dotarłem do kontroli paszportowej i po chwili byłem już w drodze na przystanek autobusowy, by spędzić kilka godzin w centrum stolicy Łotwy.
![]() |
A320 Aerofłotu w części Non-Schengen |

airBaltic oferuje unikatową siatkę połączeń i jest w trakcie procesu modernizacji floty, opartego głównie na odbiorze znacznej liczby Airbusów A220, które są fantastycznymi maszynami nie tylko z punktu widzenia inżynierii, ale także komfortu pasażera. Wiele niedociągnięć, widocznych w pierwszych egzemplarzach tej maszyny we flocie przewoźnika, wyeliminowano; dodano zagłówki, poprawiono oparcie foteli i zwiększono ilość miejsca na kolana, odpowiednio profilując tył poprzedzającego fotela.
Lotnisko w Rydze jest wygodnym i nieskomplikowanym miejscem na przesiadkę, dlatego nawet pomimo drobnych niedogodności w czasie lotu (brak wifi czy gniazdek do ładowania własnych urządzeń) z chęcią skorzystam z usług przewoźnika w przyszłości.
Jaka była Wasza najdłuższa trasa na pokładzie airBaltic?
Lotnisko w Rydze jest wygodnym i nieskomplikowanym miejscem na przesiadkę, dlatego nawet pomimo drobnych niedogodności w czasie lotu (brak wifi czy gniazdek do ładowania własnych urządzeń) z chęcią skorzystam z usług przewoźnika w przyszłości.
Jaka była Wasza najdłuższa trasa na pokładzie airBaltic?
Nigdy nie leciałam tymi liniami lotniczymi.
OdpowiedzUsuńPolecam spróbować ;)
Usuń