niedziela, 5 maja 2019

Relacja: KLM Amsterdam - Kapsztad klasa ekonomiczna (B777-300ER)

Opóźnienie wcześniejszego lotu sprawiło, że zamiast szybkiej wizyty w loungu na drinka i stroopwafla, był sprint do gate'u. Biometryczna kontrola paszportowa znacznie przyspiesza cały proces przesiadki na lot poza UE, nie zmieniło to jednak faktu, że gdy dotarłem pod gate, był on już zatłoczony, a kolejki zdążyły się uformować.

B777 w charakterystycznym dla linii kolorze "Baby Blue"
Źródło: Materiały prasowe KLM
Na pokład wszedłem korzystając z kolejki SkyPriority przez rękaw praktycznie pozbawiony okien (stąd brak zdjęć samolotu). Przy drzwiach do maszyny pasażerów witali szefowa pokładu (purserka) oraz szef stewardów klasy ekonomicznej.

KLM KL597
Amsterdam Schiphol (AMS) - Cape Town (CPT)
Planowy wylot: 10:15
Planowy przylot: 22:40
Długość rejsu: 11 h 25 min
Samolot: Boeing 777-300ER PH-BVR
Klasa ekonomiczna
Miejsce: 39H (przejście)

Sympatycznej purserce wręczyłem przygotowaną wcześniej bombonierkę wraz z liścikiem życzącym miłego lotu całej załodze, w zamian za co otrzymałem zatyczki do uszu, maskę na oczy, a później także kosmetyczkę z klasy biznes i szampana w szklanym kieliszku jeszcze przed startem.


Kosmetyczka, choć bardzo elegancka, ku mojemu zdziwieniu nie zawierała jednej z tak oczywistych rzeczy jak grzebień.


Kabina sprawiła na mnie wrażenie świeżej i dobrze utrzymanej, co może częściowo zawdzięczać temu, iż maszyna (PH-BVR) jest w służbie od niecałych trzech lat.

Schowki na bagaże są ogromne, jednak po zamknięciu (uwaga, wymaga to znacznego wysiłku!) praktycznie nie zabierają miejsca nad głowami pasażerów, dzięki czemu kabina wydaje się  bardzo przestronna. Pierwszy raz spotkałem się z takim rozwiązaniem i muszę przyznać, że wywarło na mnie pozytywne wrażenie, w odróżnieniu do braku indywidualnych nawiewów powietrza nad fotelami...


Na obronę linii dodam, że temperatura w czasie lotu była przyjemna, lekko chłodnawa (idealna na użycie znajdującego się na fotelu koca).


Poszczęściło mi się i środkowe miejsce w moim rzędzie (trójce pod oknem) pozostało puste, jednak w przypadku pełnego wypełnienia maszyny miejsca wydają się dość ciasne. Ilość miejsca na nogi jest standardowa, pomimo faktu iż średnio Holendrzy są najwyżsi na świecie.


Fotele zdecydowanie mogłyby być szersze, jednak mimo wszystko oferują całkiem rozsądny poziom komfortu dzięki ergonomicznemu kształtowi i wygodnym, regulowanym zagłówkom, które umożliwiają stosunkowo wygodny sen (jak na warunki klasy ekonomicznej).


Ze względu na sytuację pogodową i liczne opóźnienia dolotów, kapitan ogłosił konieczność oczekiwania na część pasażerów i nieznaczne opóźnienie się naszego wylotu, które nie będzie miało jednak wpływu na punktualny przylot do stolicy RPA (a właściwie jednej z trzech stolic - RPA to jedyne państwo na świecie z taką liczbą stolic).


Po niespełna pół godzinie oczekiwania rozpoczęło się kołowanie do pasa i start, a po nim mozolne (ze względu na ogromną ilość paliwa na niemal 11 godzinny lot) wznoszenie na wysokość przelotową.


Niestety ekrany z rozrywką pokładową, pomimo znacznej liczby swoich funkcji, nie informują o menu na danym locie, nie ma też nigdzie drukowanych kart z taką informacją, ale dzięki stronie Flight Guide, autorskim projekcie linii, już na kilka dni przed lotem wiedziałem, jaki posiłek wybiorę - kulki mięsne z ziemniakami puree i czerwoną kapustą. Drugą opcją, wegetariańską, był makaron.

Zaskoczyło mnie tempo przygotowania posiłków; nie byłem wcale jednym z pierwszych obsłużonych, a mimo to obiad znalazł się na moim stoliku już zaledwie trochę ponad 40 minut po starcie, co uważam za fantastyczny wynik.


Nie do końca rozumiem system serwowania napojów; do posiłku dostępne są napoje bezalkoholowe (soki, napoje gazowane, woda), wino czerwone lub białe (na tym locie oba pochodziły z RPA) lub piwo. W serwisie po posiłku pojawia się kawa lub herbata (gdy wózek przejeżdża raz lub dwa), lecz w dalszym ciągu nie ma drinków, które dostępne są dopiero później, co wywołuje dość chaotyczne wrażenie.

Gin i tonik okazał się niezbyt smaczny, na szczęście był bezpłatny, pomimo braku informacji w internecie o dostępności ciężkich alkoholi na pokładzie.

Wracając do posiłku, oprócz dania głównego, podano też sałatkę z mozzarellą i orzechami włoskimi (w klasie ekonomicznej? Wow!) oraz dressingiem, podgrzaną, miękką bułkę, kawałek ciasta marchewkowego oraz krakersy i kostkę sera. Zestaw zaskoczył mnie niesamowicie, gdyż zdecydowanie przewyższał to, czego spodziewałbym się w klasie ekonomicznej. Najsłabszym elementem były kulki mięsne, które przypominały te z Ikei, jednak były jak najbardziej zjadliwe.


Niezbyt przypadł mi do gustu pomysł, że aby zamknąć stolik, trzeba go wcisnąć w oparcie fotela aż "kliknie". Wyobraźcie sobie, że ktoś za Wami otwiera i zamyka stolik kilkanaście (lub kilkadziesiąt) razy w trakcie lotu, zwłaszcza za kilka lat, gdy zatrzask się wyrobi i trzeba będzie mocniej trzasnąć, by złożyć stoliczek.

Po posiłku postanowiłem przetestować toalety. Wypełnienie lotu wynosiło ok. 70-80%, a do toalet praktycznie nigdy nie było kolejki większej niż jedna osoba. Większość z nich była standardowej, niewielkiej wielkości.


Stan czystości nie zostawiał niczego do oczekiwania przez całość lotu, nawet po niemal 11 godzinach, przed samym lądowaniem w Kapsztadzie.


W czasie 11-godzinnego, dziennego lotu, system rozrywki jest ważną kwestią. Na wszelki wypadek miałem filmy na swoim iPadzie, którego mógłbym naładować przez gniazdo USB pod ekranem lub standardowe gniazdko pod fotelem (2 gniazdka na 3 siedzenia).

Ku mojemu pozytywnemu zaskoczeniu, system rozrywki KLMu był naprawdę przyzwoity, choć brakowało pilota. Ekrany dotykowe są fantastyczne do momentu, gdy poziom ich zużycia sprawia, że ledwie dają się użytkować, a każde kliknięcie naszego ekranu musi odczuć pasażer przed nami. Do słuchawek służy standardowe wejście mini-jack z jednym bolcem, więc można użyć swoich zamiast tych rozdawanych na pokładzie.


Wybór gier, muzyki, programów telewizyjnych i filmów z całego świata, w tym premier, zapewni rozrywkę każdemu.

Sam zdecydowałem się na dwa fantastyczny koreański film "Szpieg" oraz rosyjski "Rubież", który z początku wydawał się być filmem o bogatych nastolatkach, ostatecznie jednak okazał się historycznym science-fiction.

Wygodne, intuicyjne menu pozwala łatwo przewijać filmy
W czasie całego lotu można było udać się do galley'u po napoje i drobne przekąski, a mniej więcej w połowie trasy rozdano przekąski w postaci snack boxów z kanapką z jajkiem (tym razem nie były zmrożone ;-) ), ciastka oraz lodów-rożków waniliowych.

Moment zagapienia, rożka już nie ma, a zdjęcie przekąski by się przydało... ;-)
Muszę przyznać, że 11 godzin ciągłego siedzenia to dla mnie spore wyzwanie, zwłaszcza że na co dzień nie potrafię usiedzieć w miejscu. Jedną z niewielu rozrywek w samolocie są przekąski, co było widać po wszechobecnych śmieciach i papierkach. Mam wrażenie, że załoga mogła nie tylko przejść raz czy dwa po kabinie z workiem na śmieci w międzyczasie, ale przede wszystkim lepiej zadbać o dostępność miejsca w worku umieszczonym w galleyu.


Ostatni posiłek podano na dwie godziny przed lądowaniem. Tym razem nie było wyboru i wszyscy otrzymali kartonik z, jak głosił napis na pudełku, "pyszną pizzą".


Choć pizza była zwykłym kawałkiem ciasta z odrobiną sosu pomidorowego i topionego sera, a sałatka zwykłą surówką, głód sprawił, że oba zjadłem ze smakiem i pozostawiłem puste naczynia (a raczej pojemniki).


Deser był rodzajem krówki z kremem i posypką, a ilość kalorii w nim zawarta musiała być potężna. Kompozycja okazała się jednak zbyt słodka i mdła jak na mój gust, więc zjadłem tylko kilka łyżeczek.

Gdy zaczęliśmy powoli obniżać lot, a kabina była przygotowywana do lądowania, udałem się do toalety, w drodze do której zostałem zatrzymany przez szefa załogi w klasie ekonomicznej oraz jednego innego stewarda. Wręczyli mi papierową torbę, w której były dwie mini-butelki wina, słodycze, pocztówka z życzeniami od załogi oraz, co najcenniejsze, oryginalny domek z Delft.

KLM słynie z rozdawania ich pasażerom klasy biznes, a historia konceptu jest dużo starsza i bardziej skomplikowana niż mogłoby się wydawać.

Domek nr 15 zawierający alkohol Bols
Przez ostatnie pół godziny lotu słuchałem muzyki. Wybór gatunków i kategorii był godny podziwu. Co ciekawe, można jednocześnie słuchać muzyki i oglądać mapę, jednak nie można zmieniać piosenek (choć wystarczyłby do tego jeden pasek z guzikami u dołu ekranu).


Na lotnisku w Kapsztadzie wylądowaliśmy mniej więcej o czasie. Gdy po chwili włączyłem telefon, zaczęły przychodzić dziwne smsy od KLMu; "Twój bagaż jest właśnie przewożony do Cape Town". Moja pierwsza myśl "Okej, to dobrze, ja też właśnie lecę do Cape Town"! Niestety kolejna wiadomość o treści "Przepraszamy za opóźnienie bagażu, proszę wypełnić formularz" nie zostawiła już złudzeń i konieczne było wypełnienie formularzu zagubionego bagażu przy karuzeli. Może to niewielkie pocieszenie, ale na tym locie brakowało co najmniej 20-30 bagaży.

Pomysł, żeby bagaż z naklejką Priority Handling nie zdążył "przesiąść się" w ciągu 1,5 godziny, w dalszym ciągu do mnie nie dociera.


Pomimo smutnej niespodzianki po wylądowaniu, ogólnie lot oceniam wyjątkowo pozytywnie. Zdarzyły się drobne niedociągnięcia (wąskie fotele, duża ilość śmieci w kabinie), lecz całkowity komfort lotu był naprawdę dobry i bez wahania poleciłbym KLM znajomym. Był to mój pierwszy lot tym przewoźnikiem, ale sądząc po jego ekspansji w Gdańsku, moim domowym lotnisku, pewnie będzie dane mi z niego skorzystać jeszcze nie raz.

Co sądzicie o KLMie? Jest to rzeczywista konkurencja dla Lufthansy, niegdysiejszego monopolisty w Gdańsku?

Udostępnij:

3 komentarze:

  1. Are you sure it was KL592 and not KL597? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nice catch! My return flight was KL592 ;)

      Usuń
    2. I never tried "bribing" pursers with chocolate but it seems to work - gonna do it on my next long-haul flight

      Usuń

Copyright © Odlotowe Podróże | Powered by Blogger
Design by SimpleWpThemes | Blogger Theme by NewBloggerThemes.com