wtorek, 18 lipca 2017

Relacja: Historyczny DreamTour w Budapeszcie - część 1.

Na ofertę DreamTouru natrafiłem niemal zupełnie przypadkowo, na dodatek data (7 lipca) nie była najkorzystniejsza, lecz straciwszy podobną wycieczkę do Tallinna na początku tego roku, tej okazji nie mogłem przepuścić i kupiłem bilet w klasie ekonomicznej za 185 zł.

LO1533 Warszawa (WAW) - Budapeszt (BUD) 8:10 - 9:30 miejsce 20J (okno, rząd przy wyjściu ewakuacyjnym)
LO1534 Budapeszt (BUD) - Warszawa (WAW) 15:25 - 16:40 miejsce 11B (środek, rząd "klasyczny")

SP-LRG w Budapeszcie, gotowy do przyjęcia pasażerów na lot powrotny

Po przejściu kontroli bezpieczeństwa na lotnisku Chopina, "mój" Dreamliner był pierwszym samolotem, który zobaczyłem.

Choć nie jest to największy samolot jakim leciałem, jego sylwetka ma w sobie coś urzekającego.

Mogę to powiedzieć z pełną mocą i pewnością, a za potwierdzenie mam tłumy podróżnych, którzy w drodze na swój lot, zwracali uwagę na 787 przy gate'cie numer 28!

Nie jest to typowa maszyna, której można się spodziewać na tak krótkiej trasie
Ze względu na wyjątkowy charakter, wyprawa obfitowała w mnóstwo symbolicznych wydarzeń. Rząd Węgier, od setek lat najbliżej zaprzyjaźnionego z Polską kraju, od upadku Maleva (węgierskiej linii narodowej) w 2012 roku, zabiegał o uruchomienie bezpośrednich lotów ze swojej stolicy do Ameryki Północnej.

Otwarcie takowych połączeń miała ogłosić delegacja z prezesem LOTu, Rafałem Milczarskim, oraz wicepremierem Mateuszem Morawieckim.

Nie jest więc przypadkiem, że patronami samolotu wykonującego ten szczególny rejs są Cichociemni Spadochroniarze Armii Krajowej.

Z lewej strony kadłuba (zasłoniętej przez rękaw) widnieje podobne godło, a także napis uwieczniający bohaterów patronujących maszynie
"Cichociemni Spadochroniarze Armii Krajowej"
Choć przelot z Warszawy do stolicy Węgier zajmuje raptem godzinę, uznałem, że to wystarczy na rozejrzenie się po kabinie i, przy odpowiednim skupieniu, dość rzetelne opisanie maszyny. Robiłem to już wcześniej, wiem na co zwrócić uwagę - wydawałoby się, że nic trudnego.

Cóż, akurat tym razem byłem w błędzie!


Na pokładzie było tylko kilkanaście wolnych miejsc (spośród łącznie 252), a większość obecnych na nim wracała kilka godzin później tym samym samolotem.

Jak możecie się domyślić, choć Budapeszt jest jednym z najpiękniejszych miast Europy, to magia "Liniowca Marzeń" ich tu przyciągnęła, a atmosfera w trakcie lotu przypominała piknik lotniczy.


W kwestii pikniku, ze względu na wyjątkowy charakter lotu, LOT zaserwował nawet kanapki, co nie zdarza się na trasach krótkiego i średniego zasięgu w tej linii.

Kanapka z szynką na trasie WAW-BUD średnio przypadła mi do gustu...
...natomiast na powrocie bułka z serem wędzonym i żółtym, suszonymi pomidorami, gorczycą i rukolą absolutnie podbiła moje podniebienie. Do tego pepsi z cytryną, wspaniały widok za oknem i wygodny fotel. A to wszystko na pokładzie samolotu, który zawsze wywoływał uśmiech na mojej twarzy. Czyż nie tak wygląda idealne popołudnie? 
Tyle fascynujących osób wokół sprawiło, że lot minął w mgnieniu oka. Przed podejściem do lądowania zdążyłem błyskawicznie odwiedzić toaletę, by sprawdzić, czy prezentuje się ona adekwatnie elegancko i nieskazitelnie do reszty samolotu, który LOT odebrał od producenta zaledwie miesiąc wcześniej.

Toalety są nie tylko czyste, ale można w nich znaleźć świeże gerbery - coś, czego oczekiwałbym w klasie biznes. Za to w ekonomicznej moje pozytywne zaskoczenie było spore. Drobny detal, ale świadczy o dbałości o szczegóły i samopoczucie pasażerów
By uczcić konferencję, na której kilkadziesiąt minut później, obecny na pokładzie wicepremier Mateusz Morawiecki ogłosił otwarcie połączeń do Nowego Jorku i Chicago, samolot wykonał niski przelot nad lotniskiem im. Franciszka Liszta.

Gdy tylko pojawiły się spekulacje o możliwych powodach obsługi tego rejsu przez Dreamlinera, mając nadzieję na salut wodny, postanowiłem zainwestować kolejne 30 zł w zakup miejsca pod oknem na rejs do Budapesztu.

Woda na oknie w niemal bezchmurny, upalny dzień? Powód mógł być tylko jeden!
Choć szanse wydawały się nikłe, wydatek ten okazał się absolutnie trafiony!

Źródło: Instytut Polski w Budapeszcie
Samolot po wylądowaniu zaparkowano na płycie w pobliżu starego terminalu 1., choć od dawna wszystkie loty są realizowane z terminalu nr 2. A to oznaczało konieczność przejazdu autobusem do budynku lotniska, co zdawało się trwać wieczność (a z całą pewnością przynajmniej 10 minut).

Wiesz, że leciałeś dużym samolotem, gdy...
...cała maszyna nie mieści się w kadrze
Biorąc pod uwagę fakt, że większość pasażerów stanowili pasjonaci spragnieni wyjątkowej maszyny, każdy chciał się załapać na chociażby mini-zwiedzanie.

Klasa biznes - 18 foteli rozkładanych na płasko w układzie 2-2-2
Premium Class - ekonomiczna premium - 21 foteli w układzie 2-3-2
Choć węższe i odchylające się mniej niż w klasie biznes, w wielu liniach operujących starszymi modelami samolotów, podobny fotel mógłby pełnić rolę klasy biznes
Klasa ekonomiczna. Na zdjęciu widoczny rząd z dodatkową przestrzenią na nogi, jednak miałem okazję spróbować zarówno takiego, jak i klasycznego miejsca
Siedzenia w klasie ekonomicznej są zauważalnie węższe i mają mniej miejsca na nogi, jednak po przesiadce z samolotów wąskokadłubowych, i tak miałem wrażenie, że przestrzeni absolutnie nie brakuje i czułbym się komfortowo nawet na dłuższym locie (pomimo swoich 185 cm wzrostu).

Pomimo sprzecznych opinii na SeatGuru, miejsca pod oknem w rzędzie awaryjnym (w moim wypadku rząd 20.) wcale nie mają ograniczonej drzwiami ewakuacyjnymi przestrzeni. Mogłem bez problemu wyprostować nogi. Minusem za to jest de facto brak okna, gdyż jego środek znajduje mniej więcej na wysokości zagłówka fotela, uniemożliwiając wygodne wyglądanie na zewnątrz.

Zwróćcie uwagę na przyciemnione okno po prawej stronie. W Dreamlinerach zamiast klasycznych, plastikowych zasłon, zastosowano elektryczne ściemnianie
Dość fascynujący wydał mi się kubryk, czyli miejsce, w którym "dzieje się magia", bo jak inaczej określić zmagazynowanie i przygotowanie kilkuset posiłków na tak małej przestrzeni?


Jednak absolutnie najciekawsze były dla mnie pomieszczenia odpoczynku załogi. Biorąc pod uwagę ograniczoną ilość miejsca w samolocie, byłem niesamowicie ciekaw, w jaki sposób wygospodarowano tyle przestrzeni.

Nawet jeśli wyglądają na wygodne, z opowieści załogi wynika jasno, że powyższym kojom daleko do domowego łóżka
Wracając jednak do głównego wątku i przewożenia pasażerów autobusami; przejazd był niesłychanie długi, do tego stopnia, że czułem się jak na wycieczce krajobrazowej. Jednak to i tak nic w porównaniu do misji specjalnej, przed którą stanęły stewardessy, by nakłonić wszystkich miłośników lotnictwa do opuszczenia samolotu i udania się do autobusów.

Widzicie jak błyszczy napis "LOT"? Bajkowa sceneria
Wszyscy choć raz w życiu byliśmy w sytuacji, gdy cały autobus czekał na kilku opieszałych lub nader towarzyskich względem stewardess pasażerów. Tym razem było zupełnie inaczej, nikt nie miał pretensji do kilkudziesięciu osób z aparatami, próbujących uchwycić jak najlepsze ujęcia maszyny.

Przetestowanie systemu rozrywki pokładowej pozostało mi na lot powrotny, podobnie jak specyficznego systemu przyciemniania okien oraz kilku innych innowacji.

O nich, a także o tym, jak kilka godzin do odlotu spędziłem w równie produktywny, lotniczy sposób, przeczytacie w kolejnych wpisach!

Skorzystalibyście z podobnej oferty wycieczki czy wyjazd w celu przelecenia się konkretnym typem samolotu uważacie za stratę pieniędzy?

Udostępnij:

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Copyright © Odlotowe Podróże | Powered by Blogger
Design by SimpleWpThemes | Blogger Theme by NewBloggerThemes.com