Z tego powodu dość nieprzychylnie spoglądałem na posty na innych blogach dotyczące postanowień noworocznych, które zazwyczaj są równie miałkie i płytkie, co i te prywatne. Najbardziej korciło mnie, by rzucić sobie wyzwanie o odwiedzeniu wszystkich "egzotycznych" lotnisk w Polsce, jak Radom, Zielona Góra czy Olsztyn, wokół których narosło wiele legend i mitów.
Świąteczne rozleniwienie nie sprzyja wysiłkowi czy ambitnym planom, ale impuls do działania przyszedł sam - prosty, pozbawiony jakiegokolwiek kombinowania, dwudniowy wyjazd do Warszawy skończył się podróżą powrotną, która trwała ponad 14 godzin. Jak to możliwe?
![]() |
Cztery godziny oczekiwania bez żadnej informacji, wyłącznie z zamrożonym napisem "opóźniony" |
Ryanair cały czas podawał lot jako opóźniony, bez żadnych szczegółów, choć pogoda nie miała się poprawić przez następne kilkanaście godzin. Pewnie dlatego LOT od razu odwołał swoje połączenie i zapewnił pasażerom hotele...
Po czterech godzinach oczekiwania, ogłoszono boarding i tych, którzy nie zdążyli zrezygnować, czyli ok. 40 osób, zawieziono autobusem do samolotu. Samo wsiadanie do samolotu wydawało się nie mieć końca. Może to wina arktycznych mrozów, które przy otwartych drzwiach samolotu dawały porządnie w kość.
![]() |
Ze względu na bezpośrednie sąsiedztwo szeroko rozwartych na ziemi drzwi, przednie rzędy nie są najlepszym wyborem na zimowe loty. Znacznie lepiej sprawdzą się rzędy awaryjne w środku samolotu |
Ostudził ją dopiero steward informacją o "konieczności oczekiwania ok. 40 minut na odśnieżenie pasa na lotnisku w Gdańsku". No jasne...
![]() |
A taką "pętelkę" zakreślił nasz samolot w czasie holdingu mniej więcej nad Starogardem Gdańskim |
![]() |
Gdyby nie środek nocy i syberyjskie mrozy, pewnie byłbym zachwycony takim widokiem... |
Na podstawienie autokaru, który dowiózł nas na lotnisku w Gdańsku po godzinie 7., przyszło nam czekać ponad godzinę, którą postanowiłem wykorzystać na dokładne obfotografowanie całego portu w Bydgoszczy.
...po których, z powodu niedostatecznej liczby ławek, znalazłem sobie zaciszny kąt na piętrze.
Znalazło się nawet gniazdko, by podładować telefon - po takich przygodach to prawie jak business lounge!
Przez całą podróż, pomimo dotarcia na lotnisko docelowe z kilkunastogodzinnym opóźnieniem, nie zaoferowano nikomu z pasażerów niczego do jedzenia ani picia - to by było na tyle w kwestii przestrzegania unijnych regulacji przez irlandzką linię.
I tak oto już w pierwszym tygodniu nowego roku, moje niewypowiedziane głośno postanowienie noworoczne zaczęło wypełniać się samo. W przyszłym tygodniu dołożę do niego kolejną cegiełkę.
Recenzję którego z polskich lotnisk najchętniej byście przeczytali?
Ostatnio miałem okazję siedzieć na miejscu 2D i potwierdzam: mało przyjemnie gdy drzwi jeszcze otwarte! :D :)
OdpowiedzUsuń