niedziela, 31 lipca 2016

"Later Or Tomorrow", a w tym przypadku nawet "both", czyli recenzja lotu Warszawa - Erywań PLL LOT

Legendarne "Radio Erewań", dominująca nad miastem święta góra Ararat, wyśmienity koniak i kaukaskie jedzenie. Dodając do tego fakt, że do stolicy Armenii z zachodnich linii lata tylko LOT i Austrian oraz Aegean, na próżno szukać za to Lufthansy, KLM czy British Airways i zapowiadała się ciekawa wyprawa w nieznane.

Ararat - święta góra Ormian
Miłe złego początki

Plan odwiedzenia Gruzji krążył mi po głowie od kilku miesięcy. Gdy odkryłem świetną cenę na loty LOTem w opcji 4 odcinków multi-city na trasie Gdańsk-Warszawa-Erywań i Tbilisi-Warszawa-Gdańsk za niewiele ponad 600 zł, wobec przynajmniej 1300 za "klasyczną" kombinację do Tbilisi z Gdańska z przesiadką na warszawskim Okęciu, błyskawicznie przystąpiłem do działania. Okazja wydała mi się tym lepsza, iż większość przewodników po Gruzji sugeruje jednodniowy wyjazd do stolicy Armenii, a taki układ lotów oszczędzał jeden dzień podróży i kilkaset złotych za przejazd z Tbilisi do Erywania.

Gdzie tkwił haczyk? Bilet okazał się nie do kupienia. Pomimo trzech dni walk i kilkudziesięciu prób rezerwacji, z których jedna pozwoliła na dojście aż do płatności i dopiero wtedy się zerwała, kilku godzin na czacie LOTu i infolinii, nie udało się niczego wskórać. Zabawne. Niemal identycznie wyglądało rezerwowanie biletów na lot do Tel-Awiwu rok wcześniej; nie działająca strona, niekompetentny personel na infolinii i bilety znikające i pojawiające się ponownie, by chwilę później zniknąć i pojawić się ponownie. Zrezygnowany postanowiłem kupić bilet z Warszawy do Erywania i z Tbilisi z powrotem do Warszawy. Wisienka na torcie trzech dni spędzonych w czeluściach systemu rezerwacyjnego rodzimego przewoźnika? Pobrane pieniądze z konta i brak numeru rezerwacji. Szybki telefon na infolinię, tłumaczenie sytuacji, a tam konsultantka próbująca kupić mi te same bilety jeszcze raz (sic!), na co, na szczęście, nie pozwolił limit karty. Po wielkich mękach dostałem wymarzony numer rezerwacji do biletu za niewiele ponad 700 zł za osobę.

Dzień 0

Wylot LO727 do Erywania zaplanowany był na 22:30, więc prawdziwa przygoda z Kaukazem miała rozpocząć się dopiero następnego dnia, jednak ciężko było nie dać się ponieść wyobraźni. Po przebiciu się przez powracającą do normalności po szczycie NATO Warszawę i dotarciu na lotnisko im. Fryderyka Chopina udałem się w kierunku stanowisk check-in LOT Business Class. To wspaniale, że LOT wreszcie zrozumiał, że niewielki koszt pomalowania stanowisk odprawy w swoje barwy jest wart swej ceny i wydaje się być "oczywistą oczywistością" dla linii pragnącej uczynić to lotnisko swoim dużym hubem. Cóż, przez długi czas nie było...

Odprawa i lounge

Po sympatycznej pogawędce z panią z check-in'u skierowałem się wraz z rodziną w stronę Fast-tracku i tu niespodzianka; złota karta Star Alliance uprawnia do wstępu zaledwie jej posiadacza, bez żadnego gościa. I nie ma zmiłuj, że jest się z najbliższą rodziną, a panowie z obsługi tego stanowiska siedzą bezczynnie. Przywilej wprowadzenia jednego gościa przysługuje tylko posiadaczom czarnej karty lotniskowej (za bagatela 11200 zł rocznie, działającej wyłącznie na Okęciu, w cenie kilkukrotnie wyższej niż koszt zdobycia kart sojuszowych działających na całym świecie). Pokornie udaliśmy się na zwykłą kontrolę i kilkanaście minut później rozdzieliliśmy się przed wejściem do lounge'u. Następne kilka godzin spędziłem w LOT Executive Club Lounge. Wchodzi się do niego przez lounge Polonez, który choć oferuje nieco mniejszy wybór jedzenia i alkoholi, również jest całkiem przyjemnym miejscem do odpoczynku.

Elegancki element wystroju, tylko czy na pewno praktyczniejszy od "klasycznych" sof i leżaków? 

Co ciekawe, na końcu lounge'u, obok toalet, znajduje się Xbox. Z taką niespodzianką w salonikach jeszcze się nie spotkałem. ;-)

Po 21. salonik zaczął się wyludniać, sam opuściłem go ok. 21:30 i powolnym krokiem udałem się w stronę kontroli paszportowej, która przebiegła błyskawicznie i bez żadnej kolejki.

Następne 40 minut spędziłem oglądając szykujące się do lotu samoloty El-Al, Air Serbia oraz kilka mniejszych maszyn LOTu. Gdy dochodziła 22:10, a przy wyznaczonym "gejcie" wciąż brak było kogokolwiek z obsługi, zacząłem przeglądać FlightRadar24 (wspaniała aplikacja, gorąco polecam). Wszystkie duże samoloty Polskich Linii Lotniczych były opóźnione, co niechybnie oznaczało czekanie. Jednak komunikat o "20-minutowym opóźnieniu" pojawił się dopiero po 22:30. Brawo LOT!

Gdy tylko pasażerowie Embraera 195, który przyleciał z Moskwy, opuścili samolot, zaczęto przygotowania do boardingu mojego lotu. Mimo wyraźnego znaku, że posiadacze złotych kart Star Alliance mają prawo do wejścia razem z pasażerami klasy biznes, próbowano mnie wysłać na koniec kolejki. Ehh, każdy ma prawo do zmęczenia po długim dniu, trzeba wybaczyć to drobne nieporozumienie.

Samolot

Embraer 195, SP-LNA, choć zaledwie 5-letni, sprawiał wrażenie lekko zużytego. Pomimo to dużą zaletą są gniazdka pod fotelami (tylko europejska wtyczka) i regulowane zagłówki, które pozwoliły mi na prawie dwie godziny snu. Wybrałem miejsce 4A, czyli miejsce pod oknem po lewej stronie samolotu w pierwszym rzędzie klasy ekonomicznej. Toaleta dla klasy ekonomicznej znajduje się z tyłu samolotu, a klasa biznes na ogół nie jest w pełni obsadzona, co gwarantuje mały ruch i względny spokój, jeśli wybierzemy właśnie ten rząd.

Lekko zużyte, lecz wciąż niesłychanie wygodne fotele z odginanymi zagłówkami
Po wejściu na pokład szybko odłożyłem swój plecak i chwyciłem ze schowka nad głową zestaw składający się w klasie ekonomicznej z cieniutkiej poduszki i jeszcze cieńszego, aczkolwiek całkiem ciepłego, koca.

Nie dość, że przeraźliwie małe, to na dodatek poduszek było kilka razy mniej niż pasażerów, w odróżnieniu lotów długodystansowych, gdzie "przydział" czeka na każdym siedzeniu
Poduszka była zbyt cienka, by oprzeć na niej głowę, ale idealnie nadawała się do położenia jej za plecami dla większego komfortu dolnej części kręgosłupa

Gdy wszyscy znaleźli się na pokładzie, kapitan przywitał się w imieniu swoim i załogi oraz poinformował o oczekiwaniu na bagaż pasażerów tranzytowych. Ostatecznie wystartowaliśmy z około godzinnym opóźnieniem, co szczególnie mnie nie martwiło, gdyż zawsze lepiej przylecieć o 5. niż o 4. Idealne byłoby lądowanie po 6., co pozwoliłoby najlepiej wejść w rytm nowego dnia, ale przy takim "egzotycznym" kierunku chyba nie można za wiele wymagać.

Ku mojemu zaskoczeniu, 122-miejscowy ERJ-195 wypełnił się w ok. 90%, spośród czego większość stanowili Ormianie przesiadający się w Warszawie z lotów z USA i Europy.

Co ciekawe, od startu do rozpoczęcia serwisu pokładowego (czyli kubeczka wody mineralnej poprzedzonej rozdaniem osławionych wafelków Prince Polo) upłynęła ponad godzina, a do zgaszenia świateł, co wydaje się czymś naturalnym na nocnym locie, kolejna. Niestety większość pasażerów nie była w nastroju do snu i pełne temperamentu rozmowy trwały cały lot. Pomimo tego i zapalonych przez większość czasu świateł, udało mi się wyrwać nieocenione dwie godziny snu.


Językowa awangarda czy zwykła literówka? (Kaleidoscope - Magazyn LOTu i artykuł promujący Seul, czyli nowy kierunek w siatce przewoźnika) 
Gdy się przebudziłem, zobaczyłem przez okno wybrzeże Morza Czarnego, a po kilkunastu minutach rozpoczęliśmy zniżanie i niedługo później przyziemiliśmy w Erywaniu. Ku mojemu zdumieniu, oprócz Airbusa Aerofłotu zobaczyłem jeszcze dwa A320 Aegean. Czyżby wakacyjne czartery?

Aegean na pierwszym planie i Aerofłot w tle (widać kawałek statecznika pionowego)
Jeszcze bardziej zaskoczyło mnie lotnisko, zdecydowanie na plus; sprawne rękawy, nowoczesny i zadbany terminal zapewniający sprawne przejście przez kontrolę paszportową i odbiór bagażu, a nawet bogato zaopatrzony sklep wolnocłowy. Spodziewałem się czegoś bardziej na wzór terminalu nr 1 w Gdańsku, czyli budyneczku z lat '90, a tu pozytywne zaskoczenie.

Pozostało jeszcze tylko złapać taksówkę sprzed budynku lotniska i w drogę, zwiedzać, pierwszy dzień po drugiej stronie Kaukazu przede mną!

Podsumowanie

Choć ten lot naszego narodowego przewoźnika wpisał się co do joty w satyryczne rozwinięcie skrótu LOT, bo był zarówno "Later", jak i "Tomorrow", bo w końcu był lotem startującym wieczorem, a lądującym następnego dnia rano, to moje ogólne wrażenie było zaskakująco pozytywne.

Po locie wysłużonym 737-400 LOTu przed rokiem, który oferował pasażerom porozrywane fotele, z których wystawało ich wnętrze (na szczęście wszystkie te maszyny przeszły retrofit i otrzymały nowe siedzenia, dzięki czemu ich wiek kompletnie nie rzuca się w oczy), nastawiałem się na raczej negatywne doświadczenie, podczas gdy okazało się być ono bez zarzutu, a całkiem sympatycznym.

Biorąc pod uwagę unikalność tej trasy i moje pierwotne nastawienie, moje ostateczne wrażenie oceniłbym jako niewielki "plusik" (z pozytywną perspektywą na przyszłość) - nie dostajesz wiele ponad to, za co zapłaciłeś - zarówno pozytywnego, jak i negatywnego. Uczciwa cena za podstawowy serwis, który poprawiłoby serwowanie przynajmniej podstawowych kanapek, zważywszy na długość lotu (cztery godziny).
Udostępnij:

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Copyright © Odlotowe Podróże | Powered by Blogger
Design by SimpleWpThemes | Blogger Theme by NewBloggerThemes.com