sobota, 18 sierpnia 2018

Relacja: NokAir Bangkok - Phuket klasa ekonomiczna (B737-800)

Bangkok dysponuje dwoma dużymi lotniskami; Suvarnabhumi (BKK), będącym hubem Thai Airways, na którym wąskie kadłuby należą do rzadkości, oraz Don Mueang (DMK), wykorzystywane przede wszystkim przez tanie linie.

Nie dajcie się nabrać na określanie któregoś z nich położonym bliżej lub dalej od centrum. Korki w Bangkoku to iście dantejskie sceny, a dojazd na oba lotniska z dzielnicy Sukhumvit, mieszczącej większość hoteli popularnych wśród turystów oraz podróżujących służbowo, zajmuje ok. godziny przy korzystnych warunkach na drodze.

Mnisi w Tajlandii są obsługiwani bez kolejki i przysługuje im pierwszeństwo wejścia na pokład w większości linii
Choć nie tak wielkie i spektakularne jak Suvarnabhumi, Don Mueang z pewnością do najmniejszych nie należy. Na szczęście jest przejrzyste i wzorowo zorganizowane, a odnalezienie stanowiska odpraw NokAir nie stanowiło problemu.

Obecność AirAsii jest na Don Mueang potężna, co potwierdza kilkanaście stanowisk odprawy otwartych bez przerwy
Pomimo informacji o otwarciu dopiero na dwie godziny przed odlotem, gdy znalazłem je na ok. 3 godziny przed lotem, było już czynne. Wygląda na to, że po pierwszym locie jest czynne cały dzień (zrozumiecie dlaczego, gdy zobaczycie zdjęcia z płyty).


Tym konkretnym lotem ekscytowałem się od miesięcy, choć kosztował mnie zaledwie kilkadziesiąt złotych. Geekowski research doprowadził nawet do zamówienia przeze mnie dość nietypowego posiłku.

Miejsce na lot wybrałem przez internet, a odprawa była błyskawiczna i już po chwili dostałem coś na wzór karty pokładowej lub paragonu, a w zasadzie "dwa w jednym".


W części ogólnodostępnej nie ma zbyt wielu atrakcji, dlatego udałem się na kontrolę bezpieczeństwa, która zajęła mi ok. 15 minut pomimo wielu pasażerów nieorientujących się w procedurze.


Gdy znalazłem się w głównym holu, udałem się w stronę skrzydła, z którego odbywa się większość lotów NokAir (nie znałem jeszcze numeru swojego gate'u), po drodze kupując przekąski, napoje i krem do opalania w 7Eleven. Cudownie jest zaopatrzyć się na lotnisku w różne "bajeranckie" rzeczy do jedzenia i picia w cenach, które w polskim sklepie byłyby sporą promocją.

NokAir dysponuje flotą 28 samolotów, a każdy z nich nosi unikatowe malowanie przypominające... hmmm... prawdopodobnie tropikalnego ptaka, sądząc po jaskrawych barwach oraz namalowanym na dziobie... dziobie (gra słów zupełnie przypadkowa)!



...i dla odmiany jedna maszyna Thai Lion Air.


Po rozpoznaniu okolicy i podłączeniu się do Wi-Fi (po 2 godziny za darmo u każdego z trzech operatorów w ciągu jednego dnia na wszystkie lotniska w Tajlandii) przejrzałem wiadomości, a następnie udałem się w poszukiwaniu śniadania. Większość sklepów i restauracji okazała się być w przeciwnej części budynku.



Po "zdrowym" śniadaniu w KFC odwiedziłem toaletę, by umyć ręce. Zaskoczyła mnie czystością i jakością wykończenia. Podobnie jak w Hong Kongu, tak i tu wszystkie sanitariaty mają przypisaną odpowiedzialną za nie osobę, która nieustannie pilnuje porządku.

Niestety w części terminalu, z której operuje NokAir, sanitariaty są o wiele starsze i bardziej zużyte niż te na zdjęciu
Jednak w odróżnieniu od Hong Kongu, gdzie osoba sprzątająca jest zawsze płci zgodnej z przeznaczeniem toalety, w Tajlandii zazwyczaj są to kobiety, co czasami może prowadzić do odrobinę krępujących sytuacji.

DD7512 do Phuket - Gate 36
Po powrocie w okolice mojego wyjścia, przyglądałem się boardingowi innego lotu NokAir do Phuket, które linia ta oferuje praktycznie co godzinę.


Niedługo później nadjechała maszyna, która miała mnie zabrać na południe kraju, w okolicznościowym malowaniu z okazji 10-lecia istnienia linii.


03.05.2018
NokAir DD7512
Bangkok Don Mueang (DMK) - Phuket (HKT)
Planowy wylot: 10:15
Planowy przylot: 11:45
Długość rejsu: 1 h 30 min
Samolot: Boeing 737-800 HS-DBQ "Nok Bussarakam"
Klasa ekonomiczna
Miejsce: 39K (okno)


Co w Azji jest normą, a w Europie w tanich liniach rzadkością, boarding odbył się przez rękaw. W trakcie sprawdzania kart pokładowych ściśle przestrzegany jest zakaz wnoszenia różnych rzeczy wydzielających silny zapach, w tym wypadku dwóm Azjatkom odebrano bukiet kwiatów (które postanowiły wykorzystać sytuację i wręczyć go agentowi handlingowemu obsługującemu je ;-) ).

Czyż nie jest fajnie lecieć na wakacje samolotem w tak czadowych kolorach?!
Jak przystało na typowe wypoczynkowe kierunki, również na tym locie wejście na pokład trwało niemiłosiernie długo.


Dosłownie połowa pasażerów, w towarzystwie których wsiadałem na pokład, miała na głowie słomkowe kapelusze. Rozluźniona i wesoła atmosfera w pozytywny sposób udzielała się wszystkim, czyniąc, zwykle stresujący, boarding dużo spokojniejszym (i powolniejszym)
Gdy już wreszcie znalazłem się wewnątrz samolotu, dwie rzeczy rzuciły mi się w oczy; niebywale atrakcyjne stewardessy w strojach, które co najmniej świetnie podkreślają ich sylwetkę, oraz fotele a'la "heavy duty", które wyglądały jak pancerne.

Pierwszy rząd po prawej stronie kabiny

Pomimo topornego wyglądu, wcale nie są niewygodne, czego niestety nie można powiedzieć o przestrzeni na nogi.



Według Seatguru odległość między fotelami wynosi 31 cali, wobec 30 cali Ryanaira, jednak odniosłem nieodparte wrażenie, iż jest ona mniejsza niż na pokładzie irlandzkiego przewoźnika.


Przy moim 1.85 m dosunięcie się maksymalnie do oparcia zapewniało kilkucentymetrowy zapas dla kolan, ale ogólne wrażenie było dość ciasne
Fotele mają guziki umożliwiające odchylanie, jednak w moim fotelu nie dawało się delikatnie odchylić, a przy i tak mocno ograniczonej przestrzeni nie chciałem pozbawiać sąsiadów z tyłu ostatnich centymetrów wolności
Pośpiech, by wsiadać jako jeden z pierwszych, gwarantuje cenne miejsce w schowku nad głową, lecz zmusza do dłuższego uwięzienia w ciasnym i, co gorsza, rozgrzanym do czerwoności samolocie. Maksymalnie otwarte nawiewy nie zapewniały oczekiwanej ulgi.

Jak na niespełna czteroletni samolot, kabina z licznymi plamami i zabrudzeniami nie sprawiała wrażenia utrzymanej w czystości 
Oczekiwanie na zamknięcie drzwi minęło mi na śledzeniu ruchu za oknem. Gdyby wszystkie małe linie każdy samolot malowały choć odrobinę inaczej, jak robi to NokAir, spotting na regionalnych lotniskach byłby o niebo ciekawszy.

2 x A320 Thai AirAsia
A330 AirAsiaX - spółka AirAsia odpowiedzialna za loty średnio- oraz dalekodystansowe (np. Kuala Lumpur - Osaka - Honolulu) wykonywane na maszynach szerokokadłubowych (A330)
Od gate'u nr 36 odbiliśmy z ok. 20 minutowym opóźnieniem i po dotarciu do pasa po długim i powolnym taxi, zajęliśmy piąte miejsce w kolejce do startu.


Don Mueang dysponuje dwoma równoległymi pasami, których używa jednocześnie, co pozwala na zmniejszenie czasu pomiędzy operacjami; gdy z jednego pasa zjeżdża maszyna po lądowaniu, na drugim startuje inna. Daje to bardzo płynny efekt i aż strach wyobrazić sobie kolejki gdyby było inaczej.

Oba pasy oddzielone są podwójnym pasem zieleni, wewnątrz którego upchnięto bardzo długie i wąskie... pole golfowe!

Rządek porzuconych maszyn w górnej części obrazka, pas startowy w środkowej, pole golfowe u spodu. To się nazywa maksymalne wykorzystanie przestrzeni!
Autostrada przecina w poprzek nie tylko moje zdjęcie, ale i Bangkok, co czyni ją zbawieniem dla spieszących się na lotnisko z zatłoczonego śródmieścia
Po kilku głębokich zakrętach i osiągnięciu wysokości przelotowej stewardessy ruszyły do akcji potwierdzając zamówione dania i rozdając wszystkim podróżnym buteleczki wody mineralnej opisywanej na stronie internetowej jako "Premium Mineral Water".

Kolory strojów załogi oraz foteli są ze sobą idealnie zgrane
Wygląd malutkiej (150 ml) buteleczki absolutnie mnie urzekł i świetnie wpisuje się w barwne malowanie samolotów NokAir. W kwestii bycia "premium", butelka była z tak cienkiego plastiku, że po otwarciu jej, nie sposób nie oblać się nalaną aż pod korek wodą niegazowaną, której smak był... cóż, "woda jak woda". Na pewno Evian to nie była (ani nawet Fiji). ;-)

Prawda, że urocza grafika?
Jeśli nie zamówiliście niczego przed lotem, na pokładzie macie okazję w rozsądnej cenie skorzystać z menu pokładowego.

Zupki chińskie za ok. 8 zł, przekąski za ok. 4-7 zł to całkiem okazyjne ceny za jedzenie na pokładzie
Zaledwie kilka minut później poczułem charakterystyczny, silny zapach owoców morza i na moim stoliczku, na tekturowej podkładce, wylądowała gorąca tacka zawinięta w ręcznik papierowy chroniący przed oparzeniem.


...a w niej mój homar (przynajmniej według oznaczenia na etykietce). Według twórców tego dania, które dumnie prezentowane jest na menu pokładowym, wygląda ono tak:

Niewielki, za to soczysty kawałek homara na obrazku wygląda apetycznie...
...w rzeczywistości już za to trochę mniej
Stwierdzenie, że zapach był intensywny, byłoby niedopowiedzeniem. Był wręcz duszący i niespecjalnie apetyczny.

Jak zapewne się domyślacie, ryż był wysuszony i nieapetyczny - nic nie szkodzi, w końcu nie dla ryżu wydałem niemal 50 zł (więcej niż za lot...).

Problem tkwi w tym, że sam skorupiak miał mocno przesuszone, wręcz wiórowate, mięso, którego było jak na lekarstwo. Po przekopaniu się przez "toksycznie" ostre chilli, liczyłem na lepszą nagrodę (dodatkowa butelka wody na złagodzenie cierpienia też by nie zaszkodziła).


Spodziewałem się, że ilość mięsa będzie znikoma, jednak miałem (być może naiwnie) nadzieję, że smak nadrobi niedobory ilości. Gdzie jeśli nie w Tajlandii znają się w końcu na owocach morza?

Na pocieszenie miałem widoki za oknem. W której restauracji (nawet spośród tych podających wyborne homary) znajdziecie taki krajobraz?


Z ciekawości rzuciłem okiem na katalog pokładowy NokAir, który wyglądał dość atrakcyjnie i profesjonalnie i gdyby nie dostępność wyłącznie w tajskiej wersji językowej, uznałbym go za ciekawą rozrywkę.


Duty free wypadło lepiej, zawierając lakoniczne opisy po angielsku. Nie wystarczyły one, by nakłonić mnie do zakupu, ale przykuły na chwilę uwagę (szczególnie pendrive w kształcie samolotu).


Mam tendencję do szybkiego nudzenia się, a najlepszym sposobem na zabicie nudy jest bezdenna toń internetu... o ile nie jesteś 36 tysięcy stóp nad ziemią na pokładzie taniej linii. No chyba że jest to NokAir, który oferuje wszystkim pasażerom darmowe Wi-Fi.

W górnej części ekranu wyświetla się czas do lotniska docelowego, temperatura na nim, a także status naszego połączenia z internetem
Na początku lotu prędkość połączenia osiągała nawet kilka megabitów na sekundę, jednak pod koniec lotu (tuż po rozpoczęciu zniżania), spadła do niecałego megabita. W zupełności wystarczało to do wysyłania w rozsądnym czasie wiadomości na Messengerze i WhatsAppie, w tym nawet pojedynczych zdjęć.


Jednak kto przejmowałby się powolnym Wi-Fi mając za oknem tak spektakularne widoki?


Chwilę później rozpoczęliśmy łagodne zniżanie, co uczyniło setki wysepek jeszcze lepiej widocznymi, niemal jak na dłoni.


W tym momencie z kokpitu nadeszła wiadomość o konieczności ok. 10-minutowego holdingu z powodu przedstawionego przez kapitana w sposób ledwo zrozumiały. Zabrzmiało to jak "błąd kontroli lotów" (cokolwiek miałoby to oznaczać), jednak nie dam głowy, czy rzeczywiście o to chodziło.

Też macie wrażenie, że kolory wody i wingletu są niemal identyczne?
Kapitan okazał się zaskakująco słowny, gdyż zaledwie po 8-9 minutach znowu zaczęliśmy obniżać lot, wyraźnie szykując się do lądowania na lotnisku w Phuket.

Wzgórza o bardzo stromych wierzchołkach kształtem przypominały mi indonezyjskie wulkany w pomniejszeniu
Przyziemienie kilka minut po planowym czasie przylotu było szybkie, tuż za początkiem dozwolonej do tego celu częścią pasa (tzn. za białymi pasami równoległymi do osi pasa, położonymi w pobliżu jego progu).

Uwielbiam oglądać pracę dziesiątek elementów współpracujących przy lądowaniu precyzyjnie jak w mechanizmie zegara. Klapy, slaty (te ruchome powierzchnie z przodu skrzydła), odwracacze - w ciągu kluczowych kilkunastu-kilkudziesięciu sekund lotu dzieje się naprawdę wiele
Hamowanie na śliskim pasie trwało stosunkowo długo, a przed jego końcem zjechaliśmy z niego w stronę płyty postojowej.

Za końcem pasa znajduje się kawałek piasku i morze
Phuket powitało mnie czymś, czego się nie spodziewałem (lub nie chciałem spodziewać) - deszczem.


Po minięciu serii kolorowych ogonów, dobiliśmy do stanowiska postojowego, z którego mieliśmy zostać przewiezieni do terminalu autobusem.

Przyleciałem dosłownie na kilka godzin, stąd moja chęć, by wysiąść jak najszybciej. Nie byłem w swoim pośpiechu odosobniony i nim otworzyły się drzwi, połowa samolotu była w pełnej gotowości do wysiadki.


Na szczęście chwilę później drzwi się otworzyły i rozpoczął się błyskawiczny deboarding.


Wysiadanie na deszcz nigdy nie jest przyjemnością, jednak w tropikalnym klimacie nie było aż takie złe. Być może nawet całkiem znośne, zważywszy na fakt, iż drobna mżawka przy ponad 30 stopniach Celsjusza wydawała się być elementem sauny parowej.


Ciekawym spostrzeżeniem jest fakt, iż cała obsługa naziemna była pracownikami NokAir, a nie zewnętrznej firmy handlingowej, co nie zdarza się w europejskich tanich liniach.

Firmowy parasol nad głową i asysta dla najmłodszych (choć nie wszystkie dzieci się na nią załapały) to miły i niespodziewany gest
Wypełnienie autobusu i przejazd do hali przylotów zajęły nie więcej niż 10 minut, po których szybkim krokiem, lawirując między karuzelami bagażowymi, ruszyłem w stronę wyjścia i autobusów do plażowych miejscowości (Patong, Karon oraz Kata Beach).


Dla kogoś, kto przywykł do standardów Ryanaira, tzn. "płacisz mało, dostajesz jeszcze mniej", poziom obsługi w NokAir wyda się oszałamiająco dobry. Butelka wody i bezpłatny internet to luksusy, których próżno szukać na pokładach tak renomowanych linii jak chociażby British Airways.

Jedyna europejska linia, która oferuje darmowe Wi-Fi wszystkim swoim pasażerom, to Norwegian. Większość (chociażby nasz narodowy LOT) wcale nie dysponuje internetem na pokładzie.

Załoga na moim locie była sympatyczna i profesjonalna, władając całkiem niezłym angielskim jak na azjatyckie standardy.

Jeśli połączycie to z cenami biletu (od kilkudziesięciu złotych w jedną stronę), mogę z czystym sumieniem i pełnym entuzjazmem polecić Wam NokAir.

Lecieliście kiedyś NokAir? Słusznie zachwycam się poziomem tej taniej linii czy miałem wyjątkowe szczęście?

Udostępnij:

4 komentarze:

  1. Lotnisko Don Muang w Bangkoku pamiętam, że bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. Nie mogłem napatrzeć się na startujące i lądujące samoloty. W szczególności właśnie te od NOK Air, gdyż co jeden to ciekawsze malowanie. Sam NOK Air nie miałem okazji lecieć. Z DMK do Krabi leciałem Thai Lion, natomiast w tym roku wybór padł na Thai Airways z BKK do Krabi na pokładzie... A330 <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeloty wewnątrz Europy na pokładach tutejszych linii "bolą" jeszcze bardziej, gdy wcześniej doświadczyło się na trasach lokalnych w Azji serwisu na poziomie Thai Airways.

      NokAir sam w sobie też oferuje wyższy standard niż chociażby British Airways czy wiele innych linii tradycyjnych na Starym Kontynencie.

      Usuń
  2. At first I thought that "Miejsce: 39K (okno)" is a mistake - they can't squeeze more rows on a 737-800 than Ryanair does, right? :)
    Turned out they have their row numbers start with 30 https://www.seatguru.com/airlines/Nok_Air/Nok_Air_Boeing_737-800.php

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. That's exactly what I was poking fun at the moment I bought this ticket. Creative marketing is one of NokAir strenghts. ;-)

      www.odlotowe-podroze.blogspot.com/2018/04/a380-w-nok-air.html

      Usuń

Copyright © Odlotowe Podróże | Powered by Blogger
Design by SimpleWpThemes | Blogger Theme by NewBloggerThemes.com