Jednak nie będzie żadnym odkryciem stwierdzenie, że językiem branży lotniczej jest angielski. Wiele nazw procedur czy urządzeń w samolocie to, de facto, nazwy własne, które dzięki byciu w języku angielskim, są jednoznaczne dla wszystkich pilotów i mechaników na całym świecie. Ten trend da się rozszerzyć również na pasażerów i lotniska - o wiele wygodniej powiedzieć "check-in" niż "odprawa biletowo-bagażowa" (nie przyjęło się mówić po prostu "odprawa", gdyż bywa to mylone z kontrolą biletów w trakcie "boardingu"). W tym przypadku to kwestia łatwości wymowy i komfortu, jednak w wielu przypadkach zwyczajnie nie da się użyć polskich słówek, gdyż wywołują zamieszanie lub nawet nie istnieją.
![]() |
| Po prawej widoczne stanowiska "odprawy biletowo-bagażowej" lotniska w Gdańsku |
No bo jak nazwać po polsku "boarding"? "Procedura wejścia na pokład"? "Zapokładowanie"? Najbliższe angielskiemu "boarding" byłoby "zaokrętowanie". Choć perfekcyjne w stosunku do wieków dawno minionych, w przypadku podróży lotniczych wydaje się zwyczajnie bezużyteczne.
Kolejnym słowem, które mi osobiście nastręcza największych trudności, jest "gate", czyli miejsce, przy którym odbywa się sprawdzenie biletów w trakcie "boardingu". Nazwa procedury w zasadzie nie ma odpowiednika w naszym rodzimym języku; nie nazwiemy jej "odprawą", by nie była mylona z "check-inem", dlatego swobodnie używam słowa zapożyczonego z języka Szekspira.
![]() |
| Najważniejszy jest numerek, wszystko inne to wyłącznie estetyka i detale |
Jak się okazuje, lotnisko w Gdańsku wymyśliło jeszcze inną wersję - "przejście"!

Może to sposób na podkreślenie, że na lotnisku w Rębiechowie do samolotów dumnie wkracza się poprzez przejście rękawem? 😉

A jakie jest Wasze podejście do kwestii językowych w podróżach lotniczych? Staracie się używać wyłącznie polskich nazw, spolszczacie oryginalne nazwy ("gejt" zamiast "gate") czy bez skrupułów używacie nazw oryginalnych?


Pamiętam jak na zajęciach z rosyjskiego zastanawialiśmy się nad polskim odpowiednikiem "boardingu". Nic nie wymyśliliśmy sensownego.
OdpowiedzUsuńJa przyznaję się uczciwie, że z wygody raczej używam zapożyczonych nazw. :)
Niestety, od kilku lat "wyjscie" funkcjonuje juz oficjalnie na wielu polskich lotniskach. Jest to termin wielce niefortunny, poniewaz podstawowa funkcja wyjscia jest wydostanie sie z budynku, gate boardingowy natomiast nie daje nam takich mozliwosci. Wyobrazmy sobie standardowe pytanie zagubionej osoby: "ktoredy do wyjscia?" A my, zamiast udzielic najprostrzych wskazowek zmuszeni jestesmy dopytywac o nymer wyjsca, czy tez kierunek lotu. Jak niefortunne jest okreslenie gate'u mianem "wyjscia" obrazuje tez sytuacja ewakuacji - wiele zdezorientowanych osob moze krazyc od jednego "wyjscia" do drugiego narazajac sie na niebezpieczenstwo i powiekszajac chaos. Chcialbym wiedziec co za lekkomyslny czlowiek ten termin wymyslil oraz kto w tak nieodpowiedzialny sposob wprowadzil na lotniska - czy moze szanowny autor bloga ma takie informacje? Wielce irytuje mnie to niefortunne i mylace "wyjscie" szczegolnie w kontekscie powszechnie uzywanego juz terminu "bramka", ktore jest zarowno intuicyjne jak i bardzo precyzyjne, wszak zadnych innych bramek na lotnisku nie ma (skanerow bezpieczenstwa bym tak nie nazwal, bo pomimo podobnej formy sa one jednak powszechnie nazywane skanerami).
OdpowiedzUsuń