środa, 5 września 2018

Relacja: Thai Airways Bangkok - Hong Kong klasa ekonomiczna (B777-300ER)

Ta relacja dotyczy mojego powrotnego lotu do Hong Kongu, skąd przyleciałem na pokładzie innego Boeinga 777-300ER Thai Airways, dlatego jeśli jesteście zainteresowani większą ilością szczegółów dotyczących wyboru miejsc czy systemu rozrywki pokładowej, zajrzyjcie tutaj.

Po przybyciu na lotnisko po czasochłonnej podróży taksówką (pomimo użycia autostrady), zacząłem od próby wybrania w maszynie do odprawy samoobsługowej lepszych miejsc. Przez internet udało mi się wybrać jedynie standardowe miejsce przy oknie w tylnej części maszyny, podobne jak na poprzednim locie. 


Choć nie było złe, gdy w automacie udało mi się (bez dodatkowych kosztów) wybrać miejsce 60K, czyli pod oknem w rzędzie przy ściance, z dodatkową przestrzenią na nogi, ucieszyłem się, że podjąłem próbę i z wybranym w systemie miejscem udałem do standardowego check-inu.

Po sprawdzeniu dokumentów, zostałem poproszony o okazanie biletów na dalszą podróż z Hong Kongu do Europy. Choć to standardowa procedura w wielu liniach, mająca uchronić linie lotnicze od konieczności transportowania niewpuszczonych podróżnych z powrotem, wydała mi się o tyle zabawna, że ani razu w Hong Kongu, ani nawet na wjeździe do Tajlandii nikogo to dotychczas nie interesowało.


Po okazaniu wydrukowanej kopii rezerwacji na loty z Hong Kongu do Gdańska, otrzymałem swoją kartę pokładową i udałem się po ruchomych schodach w kierunku kontroli bezpieczeństwa.


Wyglądała ona całkiem poważnie i wymagała nawet ściągania butów. Z kolei wszelką elektronikę i kosztowności zamiast wyciągać, należało schować do bagażu. 

Po przejściu security należało zjechać ruchomymi schodami w dół na kontrolę graniczną. W trakcie tej przejażdżki, Chinka stojąca u góry schodów zrzuciła swoją walizkę, która z wielkim hukiem trafiła w dziecko stojące kilkanaście stopni niżej.

Wyglądało to dość groźnie i wywołało spore poruszenie wśród pasażerów wyraźnie znużonych oczekiwaniem na kontrolę paszportową, która zajęła mi ok. 25 minut.

Po jej przejściu oczom okazuje się główny hol terminalu z rzeźbą, którą ciężko mi nazwać, ale na szczęście mam jej zdjęcie. 

Całe lotnisko naszpikowane jest rzeźbami i dziełami sztuki związanymi z kulturą i tradycją Tajlandii
Skierowałem się w lewo, w stronę części budynku, z której obsługiwane są loty Thai Airways. 



W tej części korytarza znajdują się luksusowe sklepy z zachodnimi markami jak np. Prada czy Tag Heuer i gdyby nie ludzie spacerujący z walizkami, ciężko byłoby mi się zorientować, że nie jestem w centrum handlowym.



Przewóz świeżych owoców, nawet tych oferowanych w sklepach z pamiątkami (?), może w wielu krajach skończyć się wysokim mandatem
Tym razem (jak i w sumie każdym innym) nie byłem w nastroju na zakup szwajcarskiego zegarka, za to zainteresowałem się lodem kokosowym, który smakował bardziej jak woda kokosowa niż wiórki znane mi chociażby z Rafaello.

25 bahtów, czyli niecałe 3 zł za lody na lotnisku. A w Europie cieszę się, gdy 0,5l najtańszej wody kupię poniżej 5 zł...
By kupić loda za niecałe 3 złote, musiałem przedstawić kartę pokładową oraz paszport, a następnie podpisać podsunięty mi kwit poświadczający, że faktycznie dokonałem takiego zakupu. Ależ biurokracja! Z drugiej strony, dla loda za zaledwie 3 złote warto było się natrudzić.

Dla odmiany, lotniskowe bary i restauracje prezentowały iście europejskie ceny, nie zachęcając przy tym swoim menu, dlatego pomimo głodu, darowałem sobie jedzenie w nich.

Lotniskowe toalety nie tylko są słabo oznaczone i znajdują się daleko od gate'ów, ale w dużej mierze są też dość skromnie wyposażone i choć spełniają swoją rolę, o dziwo wyglądały mniej atrakcyjnie niż na, teoretycznie niskokosztowym, lotnisku Bangkok Don Mueang.

Poczekalnie (wraz z dodatkowymi toaletami) dla każdego gate'u znajdują się o poziom niżej od głównego korytarza, jednak są otwierane dopiero na ok. godzinę przed danym lotem. 

Okna ze wszystkich stron stwarzają wrażenie jakby było się w szklarni, co czyni zadanie dla klimatyzacji bardzo trudnym. W czasie mojego pobytu w budynku było duszno i bardzo ciepło
Strefa przed poszczególnymi wyjściami otwierana jest dopiero przed boardingiem danego lotu
Na głównym poziomie siedzeń znajdowało się niewiele, co czyni oczekiwanie dość niekomfortowym, lecz jednocześnie zachęca pasażerów do spędzania większej ilości czasu w sklepach.

Na pocieszenie, znajdziemy w okolicy (jak na całym lotnisku) dzieła sztuki nawiązujące do tajskiej kultury.


Po otwarciu gate'u i rozpoczęciu pre-boardingu zająłem miejsce w pobliżu wejścia do rękawa znajdującego się za przeszklonymi drzwiami.

Dzięki sprawdzaniu kart pokładowych już przy wejściu do poczekalni, późniejszy boarding trwa znacznie krócej
Ilość miejsc siedzących adekwatna do wielkości samolotu, dostępne są też toalety (już po kontroli kart pokładowych)

Boarding rozpoczął się dopiero o 15:45, pomimo planowanego wylotu o 16:00, lecz już o 16:03 z głośników padł magiczny komunikat "boarding completed". Ponad 300 osób (samolot ma 348 miejsc) w niecałe 20 minut - takie tempo robi wrażenie.

05.05.2018
Thai Airways TG606
Bangkok Suvarnabhumi (BKK) - Hongkong (HKG)
Rozkładowy wylot: 16:00
Rozkładowy przylot: 19:45
Długość rejsu: 2 h 45 min
Samolot: Boeing 777-300ER HS-TKK
Klasa ekonomiczna
Miejsce: 60K (okno) - rząd z dodatkową przestrzenią na nogi

Zaokrąglony kształt szyb nie sprzyja robieniu zdjęć

Wejście dla klasy ekonomicznej odbywało się przez wejście 2L, podczas gdy pasażerowie klasy biznes wchodzili drzwiami 1L.


Kabina już na pierwszy rzut oka wyraźnie różniła się od tej z mojego poprzedniego lotu - jej kolorystyka była pastelowa, co sprawiało, że wnętrze wyglądało na znacznie starsze i nieadekwatne do raptem 6-letniej maszyny. Na obiciach foteli i panelach nad głowami było widać ślady zużycia.



Standardowy fotel w klasie ekonomicznej
Moje miejsce znajdowało się pod oknem w pierwszym rzędzie tylnej sekcji klasy ekonomicznej, a na nim czekała poduszka. Słuchawki znajdowały się w torebce z magazynem pokładowym wiszącej na ścianie.

Zagłówek z możliwością odginania jego boków był wygodnym dodatkiem, jednak irytowała mnie papierowa chusteczka doczepiona do niego, która raz za razem odpadała.

Choć pod fotelem znajdowała się skrzynka od systemu rozrywki pokładowej, a przede mną ścianka, co nieznacznie ograniczało ilość miejsca na nogi, w ogólności swoje miejsce 60K i tak uważam za zauważalnie lepsze i bardziej przestronne od standardowego i, jeśli macie możliwość bezpłatnego wybrania go, zdecydowanie polecam.



Fotele pod ścianką w środkowej części mają, na oko, kilka centymetrów przestrzeni na nogi więcej i są odsunięte do tyłu względem rzędów pod oknem.


Pod fotelem znajdowało się uniwersalne gniazdko wraz z wyjściem USB.


Największym minusem mojego rzędu może być bliskość galley'u (kuchni), jednak na tym locie nie dała mi się ona we znaki w sposób inny niż apetyczne zapachy rozgrzewanego jedzenia (i to jeszcze przed startem).


Standardową procedurą w Thai Airways jest potwierdzenie posiłków specjalnych przed startem. Tak było i tym razem. Poinformowano mnie, że mój seafood meal został dostarczony. Czy nie jest genialnie móc zamówić w ekonomicznej posiłek złożony wyłącznie z owoców morza?!

Inny B777-300ER Thai Airways w czasie pushbacku
Gdy wszyscy zajęli swoje miejsca, a kabina została spryskana sprayem przeciwko owadom (standardowa procedura przeciwko rozprzestrzenianiu się chorób tropikalnych przenoszonych np. przez komary), bez dalszej zwłoki rozpoczęła się procedura pushbacku, a na ekranach wyświetlono film z instrukcją bezpieczeństwa. 

Jako że w rzędach z dodatkową przestrzenią na nogi ekrany są wysuwane z podłokietnika (które muszą być schowane na czas kołowania, startu i lądowania), wideo było wyświetlane na ekranach zamontowanych na ściance przede mną.


Kołowanie do pasa zajęło dosłownie kilka minut. Szczęśliwie oczekiwanie w kolejce do startu również nie trwało długo i rozpoczęliśmy rozbieg ok. 20 minut po planowanym czasie odlotu.

B787 Dreamliner Royal Jordanian zmierzający do... Hong Kongu! Przewoźnik z Jordanii obsługuje loty na trasie Amman - Bangkok - Hong Kong. Bilety można kupić również wyłącznie na odcinek Bangkok - Hong Kong, jednak niewielka ilość lotów w rozkładzie nie pasowała do mojego grafiku
Dynamika startu bardziej przypominała myśliwiec niż potężny samolot pasażerski. B777 dysponuje najpotężniejszymi silnikami wykorzystywanymi aktualnie w lotnictwie cywilnym. Maszyna przystosowana do kilkunastogodzinnych lotów, na dwugodzinny rejs do Hong Kongu zabiera stosunkowo niewielką ilość paliwa, stąd szybkie oderwanie od pasa 19L.



W odróżnieniu od Don Mueang, gdzie pole golfowe znajduje się pomiędzy pasami startowymi, najbliższe od Suvarnabhumi miejsce do uprawiania tego sportu leży kawałek za lotniskiem
Po ok. 2-3 minutach lotu dotarliśmy do wybrzeża. Zanim jednak przekroczyliśmy linię brzegową, pod nami znalazły się dziesiątki zalanych wodą pól, jak sądzę, ryżowych.


Wyciągnąłem z podłokietnika ekranik i zacząłem przeglądać jego zawartość. Bardziej od filmów czy gier interesowała mnie muzyka i mapa na żywo, które znacznie lepiej uzupełniały podziwianie widoków za oknem.

Oferta była identyczna jak na poprzednim locie, ale system działał dużo wolniej i oporniej reagował na dotyk.


Dodatkową zaletą posiłków specjalnych jest fakt, iż są one dostarczane w pierwszej kolejności, co sprawiło, że tacka z posiłkiem z owoców morza znalazła się na moim (wyciąganym z podłokietnika) stoliczku już 20 minut po starcie.



Główne danie składało się z zielonego makaronu ugotowanego lekko al dente, gotowanych warzyw (m.in. marchew i cukinia) oraz owoców morza w postaci krewetek, kawałków ryby w panierce i czegoś podobnego w smaku do kalmara (zupełnie po prawej w misce, to "poszarpane"). Ryba była polana delikatnym sosem maślanym.


Co do zasady staram się unikać ryb, szczególnie surowych, w samolotach, ale tym razem się zapomniałem i szybko przeszedłem do konsumpcji sałatki ziemniaczanej z wędzonym łososiem, koperkiem oraz limonką. Nie tylko nie żałowałem w trakcie (była naprawdę smaczna i świeża), ale przede wszystkim później również nie odczułem żadnych negatywnych skutków swojego roztargnienia. 


Nie mogę wyjść z podziwu nad faktem, że nie tylko bułka była ciepła, ale nawet masło było podgrzane i można było je swobodnie rozsmarować, co jest rzadkością.

Owoce w deserze wyglądały mi na podejrzanie mocno błyszczące. Nic dziwnego, gdyż okazały się tylko rodzajem galaretki o smaku przypominającym taro (słodki, fioletowy ziemniak).

Nawet jeśli nie wygląda do końca apetycznie, po kilkunastu dniach w Azji smakowało mi całkiem dobrze, choć to pewnie kwestia przyzwyczajenia do lokalnych słodyczy, zupełnie różnych od europejskich
Posiłek specjalny zawierający wyłącznie "seafood" okazał się całkiem smaczny, choć gdybym miał możliwość, wybrałbym curry z kurczakiem lub inne typowe tajskie danie. Mając wciąż w pamięci jak fantastycznie smakowało zielone curry na locie z Hong Kongu, skorzystałem z okazji i zapytałem, czy nie zostały posiłki z kurczakiem.

Minutę później uprzejmy steward przekazał w me ręce tego oto kurczaka w sosie pomidorowym z makaronem. Mięso było miejscami suchawe, a makaron nijaki w smaku, jednak całość była jak najbardziej zjadliwa.


Po rozdaniu posiłków wszystkim pasażerom (co ciekawe, wózki przemieszczały się od tyłu kabiny do przodu), załoga rozpoczęła serwis z napojami, w czasie którego poprosiłem o gin z tonikiem.

Duże kostki lodu, limonka i mieszadełko z logo Thai Airways świetnie pasowały do ginu z tonikiem
Gdy kończyłem posiłek, przelatywaliśmy akurat na wysokość 37 tysięcy stóp w pobliżu wietnamskiego kurortu Da Nang, popularnego wśród turystów.


Po sprzątnięciu przez załogę tacek po posiłku, 50 minut przed lądowaniem, udałem się do toalety z tyłu samolotu.


Podłoga z ciemnego drewna (lub materiału przypominającego takowe) wygląda nieprawdopodobnie elegancko jak na kabinę klasy ekonomicznej

W czasie zniżania do Hong Kongu zaczęło błyskawicznie zachodzić słońce, dlatego gdy przyziemiliśmy o 19:43 czasu lokalnego, za oknami panowała już noc. Lądowanie było na tyle gwałtowne, że w kuchni położonej przede mną spadła skądś tacka, powodując głośny huk i okrzyki chińskich pasażerów. Przez większość lotu rozmawiali podniesionym głosem, lecz to właśnie podczas lądowania osiągnął on apogeum.

Po podjechaniu pod rękaw, pożegnałem się z przesympatyczną załogą i udałem w stronę wyjścia. Po opuszczeniu maszyny przez pasażerów klasy biznes, tych z ekonomicznej wypuszczano również przednimi drzwiami (oprócz standardowych drzwi 2L).

Fotele klasy biznes niczym nie różniły się od tych z poprzedniego lotu
Thai Airways oferuje w klasie ekonomicznej świetną jakość nawet na krótkich, intra-azjatyckich trasach. Nie tylko profesjonalna, ale również niebywale sympatyczna obsługa sprawia, że lot jest absolutną przyjemnością i świetnym sposobem na rozpoczęcie lub zakończenie wypoczynku w Tajlandii - kraju słynącym z fantastycznego jedzenia i gościnności.

Posiłek specjalny z owocami morza nie okazał się niczym fantastycznym, ale był smaczny i stanowił ciekawe doświadczenie, którego nie oferuje (darmowo) żaden inny ze znanych mi przewoźników.

Macie odwagę zamawiać ryby w samolocie czy trzymacie się "bezpieczniejszych" opcji?

Udostępnij:

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Copyright © Odlotowe Podróże | Powered by Blogger
Design by SimpleWpThemes | Blogger Theme by NewBloggerThemes.com