sobota, 7 lipca 2018

Relacja: SAS Sztokholm - Hongkong klasa ekonomiczna (A330)

Lotnisko Sztokholm Arlanda nie oferuje zbyt wielu rozrywek, a te nieliczne, w postaci sklepów, barów i restauracji, dostępne są w cenach astronomicznych z punktu widzenia polskiego turysty.


Z tego powodu po wyjściu z samolotu z Kopenhagi poszedłem prosto w stronę kontroli paszportowej i wyjść F w części Non-Schengen.

B777 Thai Airways do Bangkoku, B737 Aerofłotu do Moskwy i A330 SASu do Hongkongu oraz spora ilość wolnych gate'ów w strefie Non-Schengen widzianych jeszcze przed kontrolą paszportową
Wiem, że ciężko określić Arlandę jednym ze światowych hubów, ale nawet na niewielkim lotnisku, tak wąskie korytarze mogłyby doprowadzić do szału, również poza godzinami szczytu.


O ile sanitariatom w terminalu 5. przydałoby się odnowienie, a w całym budynku brakuje wolnych przestrzeni, ogólnie sprawia on wrażenie zadbanego i w miarę nowoczesnego.

Po 20 minutach oczekiwania na kontrolę paszportową przy wyjeździe z UE, znalazłem się w części Non-Schengen, która jest nie tylko elegancka, ale i bardzo przyjazna podróżnym.

Żaluzje na szybach uniemożliwiają niestety robienie zdjęć maszynom zaparkowanym tuż za nimi
Oferuje ona mnóstwo wygodnych siedzeń z wysokimi oparciami, a także stacje robocze z gniazdkami do naładowania telefonu lub podłączenia komputera.



Pomijając wysokie ceny, wąski asortyment sklepów nie zachęca do zakupów... poza jednym drobnym wyjątkiem - w końcu kto nie chciałby kupić futra z renifera? W sam raz, by okryć się nią w samolocie, gdy będzie nam zimno!

Skóra z renifera w promocyjnej cenie - jedyne 1549 SEK (ok. 650 zł)!
Karty pokładowe są sprawdzane jeszcze przed wejściem w okolice gate'u, z którego odlatywał mój samolot, tak by nie wydłużać procesu, gdy załoga będzie gotowa do przyjęcia pasażerów na pokład.

Rozwiązanie takie ma jednak spory minus w postaci ogromnej ilości pasażerów (SAS oferuje w swoich A330 262 miejsca w trzech klasach - 32 w SAS Business, 56 w SAS Plus oraz 174 w ekonomicznej) na małej przestrzeni.


Gdy obsługa gate'u dostała sygnał o gotowości załogi, na pokład zaproszono w pierwszej kolejności pasażerów klasy biznes, ekonomicznej premium oraz posiadaczy kart statusowych Star Alliance.


Gdy przyszła kolej na zniecierpliwionych czekaniem pasażerów klasy ekonomicznej, rozpoczął się prawdziwy szturm na rękaw prowadzący do samolotu.

W drodze do samolotu
27.04.2018
Scandinavian Airlines System (SAS) SK963
Sztokholm Arlanda (ARN) - Hongkong (HKG)
Rozkładowy wylot: 15:00
Rozkładowy przylot: 07:20
Długość rejsu: 10 h 20 min
Samolot: Airbus A330-300 LN-RKR "Tore Viking"
Klasa ekonomiczna
Miejsce: 30H (okno) - rząd z dodatkową przestrzenią na nogi


Boarding przez drzwi 2L
Pozornie niewielka długość rękawa oddzielająca mnie od mojego (jak miałem nadzieję, wygodnego) fotela dłużyła się niemiłosiernie z powodu mnóstwa pasażerów powoli posuwających się do przodu.

Dało mi to sporo czasu na zdjęcia z zewnątrz - niestety niezbyt udane z powodu niebywale słonecznego, jak na Skandynawię, popołudnia.


Nie przepadam za sylwetką Airbusów jako takich, ale ilekroć widzę charakterystyczną pomarańcz/czerwień na silnikach SASu, jestem zaskoczony jak wiele zmienia ten, pozornie niewielki, akcent.

Masywne, niemal płaskie, skrzydło z podwieszonym silnikiem, który choć wydaje się znacznie mniejszy niż w Boeingach, z bliska i tak imponuje rozmiarem (tylko porównajcie go z ciężarówką tuż obok)
Po wejściu do samolotu zostałem przywitany przez uśmiechnięte stewardessy, które pokierowały mnie na prawo dalszym korytarzem.

W drodze do swojego miejsca w pierwszym rzędzie klasy ekonomicznej, musiałem przejść przez ekonomiczną premium (czy połączenie słów "premium" i "klasa ekonomiczna" nie brzmi Wam trochę groteskowo?), którą SAS nazywa zgrabnie "SAS Plus".

Oferuje ona trochę szersze fotele, za sprawą układu 2-3-2 wobec 2-4-2 w zwykłej ekonomicznej, większe monitory z systemem rozrywki pokładowej, posiłki (przynajmniej częściowo) podawane na porcelanie oraz nielimitowaną ilość napojów (w tym alkoholowe).

SAS Plus
Idąc w kierunku mojego miejsca odniosłem wrażenie, że połowa samolotu już dawno odnalazła i zajęła swoje, uniemożliwiając swobodne zrobienie zdjęć kabiny.


Właśnie z tego powodu trochę nagnę w tej chwili chronologię wydarzeń i podzielę się zdjęciami foteli zrobionymi po wylądowaniu (stąd na zdjęciach lekki bałagan w kabinie, która przed startem była nieskazitelnie czysta, a świeże poduszki, butelki z wodą i jednorazowe słuchawki leżały na fotelach).

Samoloty dalekodystansowe SASu mają świeże i świetnie utrzymane kabiny. A330 we flocie przewoźnika są praktycznie nowe, ok. 3-letnie, podczas gdy starsze A340 przeszły retrofit, otrzymując niemal identyczny wygląd foteli i kabin.

Trzeba przyznać, że od strony wizualnej prezentują się niesamowicie stylowo i elegancko.

SAS Plus (wielkie ekrany i trochę szersze siedzenia):



Standardowa ekonomiczna:



W klasie ekonomicznej rzędy "premium" to cały rząd 30. oraz miejsca A, B, G, H w rzędzie 41. W przypadku miejsc w tylnej kabinie, są ograniczone bliskością jumpseata stewardessy i masywnymi drzwiami ewakuacyjnymi. Jeśli macie wybór, zdecydowanie wygodniejszy będzie rząd 30.



Tak wyglądało moje miejsce w rzędzie 30., które uważam za najlepsze w samolocie (tuż po klasie biznes, ale wciąż przed ekonomiczną plus):


Ilość miejsca na nogi w rzędzie 30. jest oszałamiająca i nieporównywalnie większa od miejsc w SAS Plus. W zupełności wystarczała ona, by swobodnie wychodzić z miejsca pod oknem bez niepokojenia osoby siedzącej przy przejściu.

Siedzenie może na zdjęciu wydawać się trochę wąskie, ale siedząc wcale tego nie odczułem. Podłokietnik od strony ściany jest na tyle mały, że nie ogranicza naszej przestrzeni ani nie wywołuje wrażenia ciasnoty.


Siedzisko i oparcie są bardzo wygodne; siedzi się miękko i nie czuć stelaża, a na dodatek regulowany zagłówek pozwala na wygodne oparcie głowy nawet wysokim Skandynawom.

Największe wrażenie zrobił na mnie ogromny ekran... który nie był przeznaczony dla mnie! Okazuje się, że, zgodnie z moimi przewidywaniami, monitor, podobnie jak stolik, znajduje się w podłokietniku.


Zaskakująco małe są za to schowki nad głowami, które są płytsze niż w A320 czy B737. Po głębszym namyśle nie ma w tym jednak niczego dziwnego zważywszy na fakt, że w niewiele szerszym i wyższym samolocie zmieszczono o wiele więcej foteli.

Na pocieszenie, kieszonka umieszczona w poprzedzającym fotelu jest dość pojemna i bez problemu zmieściła się w niej butelka wody, która znajdowała się na moim fotelu, podobnie jak sporych wymiarów poduszka i jasnoniebieskie słuchawki.


Brakuje też nawiewów powietrza, jednak nie okazało się to na moim locie większym problemem. Wręcz przeciwnie, w nocy (tzn. po zgaszeniu świateł) było tak zimno, że miałem ciarki. Nawet jeśli w danym momencie nie będziecie czuli takiej potrzeby, gdy tylko na horyzoncie pojawią się koce, weźcie jeden na później.

Gdy większość pasażerów zajęła miejsca, w głośnikach rozległ się głos kapitana, który powitał wszystkich na pokładzie, poinformował o ładnej pogodzie i możliwości zobaczenia Sztokholmu po starcie.

Chwilę później zaczęliśmy pushback i na ekranach wyświetlona została instrukcja bezpieczeństwa. Jako że mój monitor znajdował się pod fotelem, a na czas startu musi być złożony, safety demo wyświetlane było na jednym z dwóch monitorów w oparciu fotela przede mną.


O 15:20 ociężale oderwaliśmy się od pasa i zaczęliśmy mozolne wznoszenie. Nie jestem pewien, czy rzeczywiście było widać Sztokholm, gdyż moje miejsce z ogromną ilością miejsca na nogi miało też pewne wady, które wyglądały mniej więcej tak:


Rozwiązaniem tego problemu byłyby dwie kamery (jedna z widokiem prosto w dół, druga na wprost), jednak na tym locie były wyłączone.

Gdy tylko przekroczyliśmy wysokość 10 tysięcy stóp, stewardessy rozwinęły (strasznie zmiętą i niezbyt pasującą do wystroju kabiny) kurtynę pomiędzy klasą SAS Plus a ekonomiczną.

Niedługo później zostały także rozdane karty imigracyjne na wjazd do Hong Kongu.


Ze względu na dodatkową przestrzeń w rzędzie 30., dotykowe ekrany z rozrywką pokładową, którymi można sterować również pilotem, wyciągane są spod fotela. Nie stanowi to jednak żadnego dyskomfortu, a monitor ani razu nie spadł mi na nogi.

Wejście na słuchawki to klasyczny minijack, dlatego od razu podłączyłem własną parę, jednak było w niej słychać nieprzyjemny odgłos dudnienia. Słuchawki SASu oferowały czystszy dźwięk, za to były mniej wygodne dla uszu i kiepsko tłumiły szum silników.

40 minut po starcie stewardessy przeszły po kabinie oferując napoje bezalkoholowe. Nie zaoferowano przy tym żadnych przekąsek, a jak się później okazało, napoje były już częścią obiadu/kolacji.

Jedna puszka napoju do obiadu to mało. Dobrze, że była chociaż pełnowymiarowa (330 ml), a nie samolotowa.
Posiłek w klasie ekonomicznej rozpoczyna się dopiero po obsłużeniu wszystkich pasażerów SAS Plus, więc przygotujcie się na długie znoszenie zapachów jedzenia, samemu czekając na głodniaka...

Miałem cichą nadzieję, że zamawiając posiłek specjalny (koszerny) otrzymam go dużo szybciej - nic z tego. Tacka z jedzeniem oraz dwoma kompletami plastikowych sztućców pojawiła się na moim stoliku dopiero ok. 2 godzin po starcie.


Muszę przyznać, że ilość jedzenia była oszałamiająca, a w skład zestawu wchodziły: 125 ml wody, przepyszne rillettes z tuńczyka z cebulką, słonawe precelki (na których rozsmarowałem tuńczyka), kruche ciastko czekoladowe z nadzieniem waniliowym, spory kubeczek gęstego musu jabłkowego oraz guma rozpuszczalna (widoczna wewnątrz czarnego kubeczka).

Zważywszy na fakt, że za wyjątkiem jednego napoju do posiłku pozostałe są płatne, obecność dodatkowego pudełeczka z wodą jest w zestawie koszernym miłą niespodzianką.

Głównym daniem była pierś z kurczaka w kawałkach z oliwkami, cebulą i pomidorami oraz kaszą jaglaną z chrupiącymi kulkami ciecierzycy.


O ile dobrze rozumiem (oraz nauczony doświadczeniami z Lufthansy, gdzie posiłki specjalne oferowane są w pudełku), wbrew wyraźnej instrukcji na certyfikacie dołączonym do posiłku, o jego koszerności wyłącznie w przypadku podania w zamkniętym opakowaniu (lub w folii z naklejką w przypadku dania ciepłego), był on podany podobnie do standardowej kolacji, na tekturowej tacce.

Certyfikat koszerności wraz z podpisem rabina (w tym wypadku z Lyonu we Francji), który autoryzował skład danego posiłku
Niezależnie od koszerności (lub jej braku), mój posiłek był niebywale sycący i smaczny, deklasując standardowy jakością, smakiem i obfitością. Zamówienie posiłku specjalnego (m.in. wegetariański, koszerny, a także dla osób z różnymi potrzebami dietetycznymi) zawiera się w cenie biletu, a taką chęć wystarczy zgłosić przez infolinię na minimum 24 godziny przed lotem.

Gdy wszyscy pasażerowie otrzymali swoją kolację, stewardessy rozpoczęły przemarsze przez kabinę, co najmniej kilkukrotnie oferując kawę lub herbatę. Sam byłem tak najedzony, że tym razem zrezygnowałem.

Po zakończonym posiłku, przy użyciu oświetlenia typu "ambient", powoli zmniejszano jasność w kabinie, by wkrótce wprowadzić wrażenie nocy i ułatwić pasażerom szybkie zaśnięcie, kluczowe do zmniejszenia jetlagu i gładkiego wejścia w nowy dzień w Hong Kongu.


Choć większość dnia przysypiałem, akurat teraz nie byłem w stanie szybko zasnąć, prawdopodobnie z powodu narastającej ekscytacji podróżą do miasta, które chciałem odwiedzić od bardzo dawna.

Zamiast na siłę próbować zasnąć, postanowiłem głębiej przejrzeć możliwości systemu rozrywki pokładowej, który oferuje naprawdę solidny wybór filmów, seriali oraz innych atrakcji.


Nie mam zarzutu co do rozdzielczości ekranu ani responsywności na dotyk, a tym bardziej do wyboru filmów i seriali, których było mnóstwo w różnych kategoriach (w tym premiery oraz filmy kina azjatyckiego, np. kryminały z Hong Kongu).


Niestety większość seriali miała tylko po jednym odcinku...


W dziale "Gry" znajdziecie niestety zaledwie jedną grę - szachy. Za to w dziale dziecięcym, prostych gier, w sam raz na zrelaksowanie się, jest o wiele więcej.


Przesuwanie palcem po ekranie w kierunku mniejszych rybek, które chcemy zjeść - może nie najbardziej ambitna gra, ale zupełnie wystarczająca na zabicie czasu
Jedną z moich ulubionych funkcji pozostaje Air Show - to fascynujące uczucie przelatywać nad mnóstwem nieznanych, momentami niemal dzikich, terenów i móc śledzić postęp lotu na bieżąco.


Jakość wyświetlanej mapy (która automatycznie przełączała się pomiędzy kilkoma widokami) była świetna, jednak osobiście dodałbym możliwość ręcznego regulowania widoku i np. powiększania obrazu.

Dzięki wygodnemu fotelowi i sprzyjającej, spokojnej atmosferze w mojej mini-kabinie, złożonej z zaledwie 7 rzędów, w końcu i ja zasnąłem.

Udało mi się przespać ponad dwie godziny (co na moje standardy spania w środkach lokomocji jest świetnym wynikiem), a gdyby nie przenikające zimno, możliwe że spałbym do samego lądowania, gdyż siedzenie okazało się na tyle szerokie, by móc lekko obrócić się na nim bokiem, a zagłówek umożliwiał wygodne oparcie głowy.

Po przebudzeniu poszedłem do jednej z czterech toalet oddzielających moją mini-kabinę od reszty miejsc klasy ekonomicznej. Toaleta, choć skromna i o standardowej, samolotowej wielkości, nawet na tym etapie lotu była czysta.


Nawiązując do narzekań na malutkie toalety B737 MAX w USA; kto by pomyślał, że kiedyś zlew ze zdjęcia uznam za "komfortowy", ponieważ można w nim jednocześnie myć obie ręce... 
Jeśli będziecie mieli możliwość, zdecydowanie polecam wybranie któregoś z miejsc w rzędach 30-36.

Od przodu są ograniczone zasłoną, za którą jest (często pustawy) SAS Plus (którego pasażerowie niestety dzielą toalety z klasą ekonomiczną), natomiast z tyłu odgrodzone są toaletami, co daje namiastkę spokoju i prywatności.

Widok na przytulne rzędy 30-36 oraz SAS Plus (za zasłoną)
Po mojej porannej toalecie, światła w kabiny były stopniowo włączane. Oświetlenie, którego jasność zmienia się w subtelny sposób, jest zdecydowanie przyjemniejszym sposobem na pobudkę niż uderzenie w gong i zapalenie jednocześnie wszystkich świateł (lub otwarcie zasłon okiennych).

Śniadanie (a właściwie jego namiastkę) podano na ok. 1,5 godziny przed lądowaniem w Hong Kongu. W jego skład wchodziły: kromka razowego chleba, masło, dżem truskawkowy, gruby i twardy plaster sera, jogurt poziomkowy oraz płatki musli (w sam raz do wsypania do jogurtu). Do picia 85 ml (szaleństwo!) soku pomarańczowego, a na późniejszym etapie także kawa lub herbata.

Niezależnie od zamówionego posiłku specjalnego, wszyscy otrzymują takie samo śniadanie, a jego skład mnie zaskoczył. Gdy na moim stoliku wylądowała tacka ze zdjęcia, uczciwie przyznam, że spodziewałem się, iż za kilka minut dołączy do niej coś na ciepło.


Jakież było moje zdziwienie, gdy tak szpitalna porcja okazała się pełnić rolę całego śniadania!

Jogurt z dosypanym musli był całkiem przyjemny w smaku, czego nie mogę powiedzieć o reszcie elementów posiłku. Zmuszony głodem, ostatecznie zjadłem również kromkę, lekko słodkawego, a'la pumpernikiel, chleba.

Jestem świadom oszczędności na wszystkich frontach w SASie, ale po pozytywnym zaskoczeniu wcześniejszym posiłkiem oraz wysokim komfortem w nowoczesnej kabinie, tak rozczarowujące śniadanie spadło na mnie jak grom z jasnego nieba. Do dziś nie mogę zrozumieć, jakim cudem tak może wyglądać posiłek na jednym z najdłuższych lotów w siatce przewoźnika.

Po zakończonym posiłku załoga rozpoczęła przygotowania do lądowania w Hong Kongu.


Azjatyckie państwo-miasto powitało nas wyjątkowo deszczową i mglistą pogodą, a lotnisko (zdominowane przez dziesiątki szerokokadłubowców) zobaczyłem dopiero na kilka sekund przed przyziemieniem.


Zaparkowaliśmy obok B777 Cathay Pacific "Spirit of Hong Kong" i wszyscy pasażerowie, spragnieni rozprostowania kości po ponad 10 godzinach w samolocie, pognali do drzwi, podczas gdy ja starałem się zrobić kilka dobrych zdjęć kabiny.



Po wyjściu z samolotu, w miejscu łączącym rękaw z terminalem, na pasażerów czekała "ekipa powitalna", by pomóc zdezorientowanym lub spieszącym się na ciasną przesiadkę.

Niewielki drobiazg, w postaci trzymanej przez "komitet powitalny" kartki z informacją o pasku, na którym znajdą się bagaże z tego lotu, była pierwszym spostrzeżeniem, po którym już wiedziałem, że historie o wybitnie dobrze zorganizowanej obsłudze pasażerskiej w Hong Kongu nie są mitem.


Po przejściu dobrego kilometra, kawałek przed kontrolą paszportową, minąłem punkt, w którym można przesiąść się prosto z samolotu na prom do Chin lub Macau.


Po sprawnej kontroli paszportowej znalazłem się w hali odbioru bagażu, skąd wyszedłem po ok. 10 minutach z moim bagażem w garści.


Lotnisko jest czyste i świetnie zorganizowane, dzięki czemu nawet lekko zaspany nie miałem żadnego problemu z zakupem karty metropolitalnej Octopus, ani ze znalezieniem dworca autobusowego, z którego autobusem A20 udałem się do miasta.


Nie regulujcie odbiorników, to nie Londyn - piętrowe autobusy stanowią większość floty miejskich przewoźników w Hong Kongu 
Flota dalekiego zasięgu SASu jest nowoczesna, świetnie utrzymana i wygodna, a system rozrywki pokładowej oferuje tonę atrakcji. Komfortowe fotele w układzie 2-4-2, wobec coraz popularniejszego 3-3-3, oraz czyste i eleganckie wnętrze robią wrażenie, które jednak częściowo psuje poziom serwisu pokładowego.

Załoga w klasie ekonomicznej, choć kulturalna, zachowywała się mechanicznie i nie angażowała się w small talk z pasażerami (co jest akceptowalne zważywszy na znaczną ilość podróżnych), jednak to posiłki zostawiły największy niesmak (pun intended!).

Widoki na port w Hongkongu w trakcie przejazdu autobusem do miasta
Skrajnie ograniczona ilość napojów, brak bezpłatnych przekąsek i szpitalne śniadanie na ponad 10-godzinnym locie to spore rozczarowanie, które sprawiło, że z samolotu wysiadałem głodny.

Mimo wszystko, jestem zadowolony z komfortu lotu i zdecydowanie wolę wygodny "produkt twardy" (fotele) i przeciętny "produkt miękki" (obsługa, posiłki) niż sytuację odwrotną - twardego, ciasnego fotela na 10-godzinnym locie nie wynagrodziłby żaden posiłek.

Absolutnie nie zawahałbym się polecić SASu (o ile cena będzie konkurencyjna) ze względu na wysoki komfort podróży. Pamiętajcie tylko o własnym prowiancie, a będziecie zadowoleni ;-)

P.S. Polecam posiłek koszerny, bije standardowe dania w SASie na głowę!

Więcej relacji z mojej podróży po Azji


Udostępnij:

2 komentarze:

  1. How did you manage to get exit row seat?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Courtesy of an SAS Gold member who booked this trip for me.

      You can also buy it for 250 PLN one-way which is well worth it if you are very tall and definitely a much better value than upgrading to SAS Plus.

      Usuń

Copyright © Odlotowe Podróże | Powered by Blogger
Design by SimpleWpThemes | Blogger Theme by NewBloggerThemes.com