sobota, 2 grudnia 2017

Lotniskowe "papiery wartościowe" - w poszukiwaniu jakości

Jeśli kiedykolwiek stworzę dział "Problemy pierwszego świata", to daję słowo, że ten post zajmie w nim zaszczytne miejsce na szczycie.

Jeśli jednak absurd tytułu Was nie przeraża, prawdopodobnie znacie ten dylemat. Karty pokładowe występują w formie elektronicznej lub papierowej. Choć te drugie powoli odchodzą do lamusa (a może właśnie dlatego), do ich wyglądu przywiązuję szczególną uwagę.

Brak kolejki do check-inu? Pewnie jest zamknięty! Cięcie kosztów sprawia, że przewoźnicy zachęcają podróżnych do korzystania z automatycznych kiosków. Można przy nich wydrukować karty pokładowe, a bagaż nadać w specjalnie oznaczonych stanowiskach "Bag drop"
Jako że w większości tanich linii drukowanie kart na lotnisku jest dodatkowo (słono) płatne, a nawet lecąc linią klasyczną chęć drukowania papierowych "boardingów" czy to w check-inie, czy automacie, zabiera czas, który moglibyśmy spędzić w domu czy hotelu np. dłużej śpiąc.

Oczywiście mowa o sytuacji, gdy podróżujemy wyłącznie z bagażem podręcznym i moglibyśmy odprawić się online w domu, a na lotnisku iść prosto do kontroli bezpieczeństwa.

Ominięcie takich kolejek to oszczędność nawet 40 minut
Jednak gdy nadaję bagaż lub z innych powodów (np. braku możliwości odprawy online) i tak muszę udać się do stanowiska odprawy, z radością patrzę na stare, poczciwe wydruki na grubym papierze.


Jest też dobra informacja; część automatycznych kiosków do odprawy również drukuje karty na takim charakterystycznym papierze.

Na warszawskim Okęciu w takich automatach otrzymacie "bordingi" pożądanej jakości
Niestety zazwyczaj dostaniecie wydruk na zwykłym papierze termicznym, podobnym do tego z paragonów, który szybko blaknie i jest cienki, więc łatwo go uszkodzić jeszcze przed odlotem.

U góry tani papier termoaktywny i, dla porównania, pod spodem klasyczny, gruby
Z kolei jeśli już otrzymacie karty pokładowe i chwalicie się zdjęciami z podróży z biletami w ręku, koniecznie pamiętajcie o zamazywaniu: numeru rezerwacji (o ile znajduje się na karcie), numeru biletu elektronicznego (napis "ETKT" i długi ciąg cyfr), imienia i nazwiska, a dla pewności także kodu kreskowego.

Te elementarne dane pozwalają niepożądanej osobie bez większego trudu przejąć (lub skasować) naszą rezerwację, zamówić specjalny posiłek (np. dziecięcy) i zamówić dla nas asystę lotniskową (czyli jazdę po lotnisku na wózku inwalidzkim w towarzystwie pracownika lotniska).

By mieć spokojne wakacje, a uśmiech nie schodził nam z twarzy aż do ich końca, lepiej być ostrożnym z udostępnianiem danych umożliwiających dostęp do naszej rezerwacji online
Podobne "atrakcje" przytrafiły się posłowi Dominikowi Tarczyńskiemu, na dodatek wyszedł na jaw fakt, iż leciał w inne miejsce niż podał oficjalnie...

Karty pokładowych często są dla mnie pamiątką unikatowych, niezapomnianych lotów. Stąd moje dążenie, by nie wyblakły po kilku tygodniach i jak najdłużej stanowiły świadectwo niepowtarzalnych podróży.

Przywiązujecie wagę do rodzaju papieru, na którym wydrukowano Wasze "boardingi"?

Udostępnij:

3 komentarze:

  1. I too like "proper", "hard" boarding passes, not the toilet paper version that some airlines switched to.
    Some (e.g. SAS) went even further and print all the segments on one piece of paper!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I get it that everyone wants to be ecofriendly, but printing all passes on one piece of paper is as inconvenient as can be, especially when boarding by bus.

      I hardly ever manage to preserve it intact and readable.

      Usuń

Copyright © Odlotowe Podróże | Powered by Blogger
Design by SimpleWpThemes | Blogger Theme by NewBloggerThemes.com