poniedziałek, 24 września 2018

Recenzja: Thai Airways Royal Orchid Lounge Hong Kong

Ostatnim z saloników na hongkońskim lotnisku, które odwiedziłem przed lotem do Sztokholmu, był ten należący do tajskich linii lotniczych, położony najbliżej wyjścia, z którego miał się odbywać mój lot. Po tygodniu spędzonym w Tajlandii, kraju słynącym ze świetnego jedzenia, miałem dość wysokie wymagania uzasadnione nadzieję na któreś z typowo tajskich dań (np. curry).

Przy wejściu do saloniku powitał mnie kartonowy wizerunek stewardessy Thai Airways w tradycyjnym ukłonie ze złożonymi dłońmi. Chwilę później moja karta pokładowa została sprawdzona i moim oczom ukazał się wielokolorowy wystrój saloniku, zupełnie inny niż stonowane barwy SilverKris Lounge i United Club.

Tuż przy wejściu znajduje się małe centrum komputerowe.


W centralnej części pomieszczenia zlokalizowany jest bufet, który nie miał dosłownie żadnych tajskich potraw w ofercie, co było dla mnie potężnym rozczarowaniem.


Makaron z fasolą to dość mało ekskluzywna propozycja
Pierożki na parze
Bar sałatkowy
Kanapki i croissanty
Najciekawszą i najmniej typową propozycją były lody w czterech smakach (w tym melonowe!).


Wybór alkoholi prezentował się dosyć skromnie i nie do końca rozumiem, dlaczego tuż obok ustawiono zupki chińskie, które w takim połączeniu wyglądają jak pomysł na "śniadanie mistrzów". ;-)


Kolorystyka saloniku przypomina bardziej Ikeę niż elegancką poczekalnię. Rozumiem, iż była to próba nawiązania do kolorystyki przewoźnika, jednak pastelowe kolory w tak odważnych połączeniach nie wypadają zbyt dobrze.



Od kilku miesięcy Thai Airways nie obsługuje już lotów do Hong Kongu samolotami z kabiną pierwszej klasy, jednak w saloniku wciąż znajduje się (bardzo skromna) część przeznaczona właśnie dla pasażerów najwyższej klasy serwisowej tajskiego przewoźnika.

Bardzo skromna poczekalnia jak na ceny biletu pierwszej klasy
Toalety były czyste i zadbane, a obok nich znajdował się pojedynczy prysznic.



Widoki z Royal Orchid Lounge nie są może zapierające dech w piersiach, ale ilość światła dziennego jest satysfakcjonująca dzięki byciu bezpośrednio pod dachem terminalu. Niestety takie rozwiązanie dopuszcza hałas z ogólnodostępnych części budynku.



Choć salonik rozczarował mnie brakiem tajskiej autentyczności, niezbyt apetycznym wyborem jedzenia i trochę nietrafionym wystrojem, na szczęście nie spędziłem w nim zbyt wiele czasu i po niespełna półgodzinnym pobycie udałem się na boarding mojego lotu odbywający się z pobliskiego gate'u nr 35.


W porównaniu do przeciętnych lounge'y w Europie czy siedzenia przy bramce, Royal Orchid Lounge nie wypada najgorzej, jednak jeśli macie wybór, zdecydowałbym się na spędzenie czasu w innym saloniku.

Udostępnij:

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Copyright © Odlotowe Podróże | Powered by Blogger
Design by SimpleWpThemes | Blogger Theme by NewBloggerThemes.com