sobota, 9 września 2017

Relacja: Aeropark Budapeszt - muzeum lotnictwa "inaczej"

Port lotniczy w Budapeszcie to największa baza Wizzaira, z której linia ta lata do tak "egzotycznych" (przynajmniej jak na tanie linie) miast jak Baku, Astana czy Dubaj, a to wszystko za ułamek ceny biletu w linii tradycyjnej.

Jeśli jesteście fanami podróży "poza utartym szlakiem", zwłaszcza z południowej Polski, prędzej czy później skorzystacie z usług lotniska im. Franciszka Liszta.

Dwupłatowce, oprócz lepszej zwrotności i krótszego rozbiegu w trakcie startu, mogą zaoferować jeszcze jedną, nieocenioną zaletę - osłonę przed palącym słońcem w trakcie zwiedzania!
Niezależnie od tego, czy czekacie na lot, czy jesteście w pobliżu z innych powodów, poświęćcie godzinę na wizytę w Aeroparku, położonym zaledwie kilkaset metrów od terminalu nr 2. Muzeum leży przy drodze do miasta, więc nie sposób go nie zauważyć.

Bilet normalny to koszt 1900 HUF (ok. 27 zł), natomiast ulgowy 900 HUF (ok. 13 zł). Godziny otwarcia znajdziecie tutaj, a listę eksponatów tu. Niestety strona Aeroparku jest wyłącznie w języku węgierskim, ale od czego jest niezastąpiony Google Translate!

Piękno oraz wartość maszyn i doskonały stan ich utrzymania można na szczęście dostrzec bez pomocy jakichkolwiek translatorów. Na zdjęciu Lisunow Li-2 - radziecka wersja DC-3
Wiosną bieżącego roku muzeum było nieczynne dla zwiedzających, gdyż konserwowano i remontowano większość prezentowanych samolotów. Kilka z nich (dwa lub trzy, jeśli dobrze pamiętam) wciąż są niedostępne dla zwiedzających.

Jak to "niedostępne dla zwiedzających"? Zasłonili je plandekami? Wywieźli? Nie; do każdego samolotu można wejść. Do środka. Tak po prostu.

Ludzie mówią, że liczy się wnętrze. Widać w Aeroparku wzięli to sobie do serca!
No, może niezupełnie "po prostu", gdyż każdą maszynę otwierają pracownicy Aeroparku, ale są przy tym niesamowicie życzliwi i gościnni. Rozmowa z pasjonatem we wnętrzu kawałka lotniczej historii to coś naprawdę wyjątkowego.

Dacie radę wczołgać się na stanowisko obserwatora i wyjrzeć przez przeszklony dziób?
Co więcej, taka forma zwiedzania sprawia, że samoloty są zachowane w idealnym stanie, z kompletnymi kokpitami, które są dostępne dla odwiedzających bez żadnych zasłonek, kurtyn czy pleksiglasu.

W którym innym muzeum lotnictwa możecie być tak blisko tak dobrze zachowanych przyrządów pokładowych? Na zdjęciu kokpit samolotu czechosłowackiej produkcji LET L-410
Słyszeliście kiedyś, by przewodnik w którymkolwiek muzeum kazał Wam usiąść w środku eksponatu i dotykać wszystkiego, co tylko rzuci się Wam w oczy?

Nie mam pojęcia, co jest napisane na tej tabliczce, ale z pewnością nie jest to znajomy zakaz dotykania eksponatów ;-)
Gdy usłyszałem taką propozycję, z zaskoczenia stanąłem jak wryty, jednak gdy tylko upewniłem się, że faktycznie padła taka oferta, długo nie trzeba było mnie przekonywać!

Spojrzenie na muzeum z zupełnie innej perspektywy - dosłownie i w przenośni
Kilkanaście maszyn umieszczono na sporych rozmiarów placu, co przy typowej, węgierskiej pogodzie (czyt. palącym słońcu i przynajmniej 30 stopniach Celsjusza) może stanowić wyzwanie. Na szczęście znajdziecie też miejsce na odpoczynek...

...na ławeczce w cieniu pod skrzydłem Iła-18V
Da się wyraźnie zauważyć nostalgię za czasami Maleva - narodowego przewoźnika węgierskiego, który upadł w 2012 roku.

Magyar Légiközlekedési Vállalat - szerzej znane pod skrótem Malev, czyli po prostu "Węgierskie Linie Lotnicze"
Upadek każdej linii o bogatej tradycji, liczącej kilkadziesiąt lat, można uznać za ogromną stratę dla branży. Choć miejsce po Malevie wypełnił (również węgierski) Wizzair, który oferuje loty do miejsc, o których Malev nawet nie marzył, widać tęsknotę za typowo narodowym przewoźnikiem.

Kolejny Li-2. Co ciekawe, w okolicy Budapesztu organizowane są loty taką maszyną, a konkretnie ostatnim jej egzemplarzem wciąż zdatnym do lotu 
Tym większego znaczenia nabiera ogłoszenie przez naszego narodowego przewoźnika - LOT - uruchomienia tras z Budapesztu do Nowego Jorku i Chicago, a w przyszłości prawdopodobnie również do innych miast w Ameryce i Azji.

Żeby siatka połączeń dalekodystansowych działała sprawnie, niezbędne jest dowożenie pasażerów z mniejszych portów. Brzmi jak nowa linia? Malev 2? A może Ma-LOT?


Niezależnie od okoliczności, jeśli tylko będziecie mieli sposobność, gorąco polecam skorzystanie z oferty Aeroparku. Sam mijałem go kilkukrotnie jadąc z lotniska do miasta, za każdym razem obiecując sobie, że przy najbliższej okazji go odwiedzę.

W końcu poszedłem, chyba bardziej z chęci oczyszczenia sumienia i wywiązania się z obietnicy niż konkretnej chęci. Niewielka (w stosunku do np. muzeum w Krakowie) liczba eksponatów sprawiała wrażenie, że to tylko składowisko lotniczego złomu (coś a'la samoloty niszczejące przy stacjach benzynowych).

To naprawdę miłe zaskoczenie dowiedzieć się, że przystawione do samolotu schody to nie tylko element wystroju czy udogodnienie dla mechaników
Jak się okazało, ciężko by rzeczywistość była bardziej odległa od moich wyobrażeń - muzeum przebiło moje wszelkie oczekiwania i pozytywnie zaskoczyło. Możecie trzymać mnie za słowo, że przy najbliższej okazji wpadnę ocenić postęp konserwacji Tu-154 i innych maszyn, w których kokpicie tym razem nie udało mi się zasiąść!

Odwiedzilibyście Aeropark w czasie długiej przesiadki czy wolelibyście opalać się przy drinku na tarasie widokowym na dachu lotniska w Budapeszcie?

Udostępnij:

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Copyright © Odlotowe Podróże | Powered by Blogger
Design by SimpleWpThemes | Blogger Theme by NewBloggerThemes.com