środa, 9 sierpnia 2017

Relacja: Sto wzlotów dla jednego szampana!

Choć lotów po Polsce odbyłem już kilkadziesiąt, a w większości z nich nie ma niczego wyjątkowego, ot szybkie 30 minut w powietrzu, tym razem było inaczej. Wszystko za sprawą mojego jubileuszu.

Czwarta nad ranem, a na dworze gorąco, w sam raz na spacer - uroki lata na południu Polski, a konkretniej na lotnisku w Pyrzowicach pod Katowicami

Po krótkiej nocy na Śląsku, nadszedł dzień, który wyczekiwałem od wielu lat, choć tak naprawdę dopiero od niedawna wiedziałem, na co konkretnie czekam.

Dzień setnego lotu (za sprawą subtelnych kombinacji i odrobiny szczęścia) przypadł na 1 sierpnia, rocznicę Powstania Warszawskiego. Trasa to Katowice - Warszawa, a przewoźnikiem nasze rodzime linie lotnicze - LOT.

Na lotnisko przybyłem o tak nieludzko wczesnej porze, że miałem okazję podziwiać niemal zupełnie pusty terminal (nie licząc pani zmywającej podłogę)
W lotach tradycyjnymi liniami jest coś wyjątkowego. Nie wiem, czy to kwestia bardziej eleganckich malowań samolotów, mniejszych, a więc spokojniejszych, kabin czy innego typu współpodróżnych. Prawdopodobnie połączenie wszystkich tych czynników.

Choć po cichu liczyłem na "Mleczkolot", rejs numer 3880 wykonywał Dash w klasycznym malowaniu Eurolotu, o rejestracji SP-EQK
Rocznica tak tragicznego wydarzenia jak Powstanie Warszawskie nasunęła mi ciekawe przemyślenie; jak niesamowity jest fakt, że LOT przetrwał już 88 lat pomimo wojen, komunizmu, kryzysów gospodarczych i innych zawirowań, a teraz na dodatek pręży muskuły i dynamicznie się rozwija?

Tak długą historią i bogatą tradycją może pochwalić się zaledwie garstka linii na naszym globie, co zdecydowanie podniosło prestiż mojego święta.

"Szanowni Państwo, samolot Polskich Linii Lotniczych LOT jest gotowy do przyjęcia Państwa na pokład"
Nie wiem, czy zauważyliście, z jaką dumą są wygłaszane komunikaty o boardingu; LOT chwali się byciem narodowym przewoźnikiem oraz dumnym członkiem największego światowego sojuszu - Star Alliance.

Dla porównania, większość tanich linii (o ile w ogóle dana linia wykupiła prawo do ogłoszenia boardingu z głośników) straszy nas dodatkowymi opłatami, jeśli nasz bagaż przekracza dopuszczalne wymiary...

Czyż nie błogo jest tak lekko, całkiem skrycie, tak żeglować o poranku po nieba błękicie?
Po krótkim kołowaniu i szybkim starcie, minęło raptem kilka minut nim zgasł znak zapięcia pasów i zaczął się serwis pokładowy. Oczywiście nie zabrakło wafelków Prince Polo i żelków Frugo ;-)

Dla mnie najważniejszy był jednak napój. Ze względu na brak możliwości zakupu czegoś lepszego z menu pokładowego (gdyż taka usługa zwyczajnie nie jest prowadzona na pokładzie Dashy), szklanka wody musiała pełnić rolę jubileuszowego drinka!

Cytując słowa starej pieśni wojskowej "woda po walce ma jak wino smak". Nawet jeśli nie stricte walką, to ten lot i tak był dla mnie sporym wyczynem - bo jak inaczej nazwać pobudkę na rejs wylatujący o 5:40 po dwóch intensywnych dniach w Hamburgu? Faktycznie, ta woda miała słodki smak zwycięskiego szampana!
Co do innych atrakcji po starcie, turbośmigłowe Bombardiery nie są największymi maszynami, dlatego widok z większości okien jest zasłonięty przez silniki lub skrzydła.

Akurat dla mnie to dodatkowa atrakcja (szczególnie w trakcie startu i lądowania), choć najchętniej siadam na wysokości śmigieł lub minimalnie przed nimi i podziwiam każdy ich ruch. Tym razem, co prawda, przypadł mi dopiero rząd 17. (z tyłu kabiny), jednak zapewniło mi to wolny sąsiedni fotel, pomimo obłożenia lotu na poziomie ok. 90%.

A jakie są Wasze preferencje? Silnik za oknem to dla Was intrygujący gość czy niepożądany intruz?

Bez obaw, to nie lokowanie produktu, a jedynie ilustracja moich słów o silniku zasłaniającym pół świata - Eurolot nie istnieje już od kilku lat 
Oprócz mniej chaotycznego boardingu, kolejna zasadnicza sprawa, która (zazwyczaj) odróżnia linie tradycyjne od ich tanich odpowiedników, to komunikaty pilotów. Uwielbiam słyszeć na pokładzie słowa "Szanowni Państwo, tu Wasz kapitan.." i opowieść o planowanej trasie, pogodzie itp.

To bardzo prosty sposób na poczucie się jak pasażer, a nie "żywe cargo". Zważywszy na ogrom checklist i innych obowiązków, na krótkiej trasie krajowej doceniam ten gest szczególnie!

Biorąc pod uwagę ogromne prędkości i różnice wysokości, trzeba mieć naprawdę ogromne szczęście, by w czasie lotu dostrzec inną maszynę. Tym razem mi się udało!
Tym razem za sterami zasiadał kapitan Paweł Baranowski, który idealnie wpisywał się w powyższe oczekiwania. Oprócz rozległego powitania jeszcze na ziemi, w Katowicach, nieopodal Warszawy poinformował nas o wzmożonym ruchu i konieczności podchodzenia do lotniska Chopina od strony północnej, ze względu na silny południowy wiatr.

Faktycznie, przy lądowaniu porządnie rzucało.

Niecodzienna perspektywa w trakcie lądowania!
Mniejsze samoloty standardowo parkują na Okęciu na oddalonych stanowiskach, co wymaga czasochłonnego oczekiwania na autobus przewożący pasażerów do terminalu.

Choć zimą to prawdziwe przekleństwo, latem nie mam absolutnie niczego przeciwko, gdyż daje to fantastyczne możliwości przyjrzenia się samolotom z bliska!

Choć tym razem nie poszczęściło mi się i "mój" samolot nosił klasyczne malowanie Eurolotu, w Warszawie doliczyłem się aż trzech maszyn w barwach Ptasiego Mleczka - dwóch Dashy Q400 i jednego Embraera 170
Skoro mowa o okolicznościowych malowaniach, największą niespodzianką był dla mnie grafitowy/srebrny, błyszczący A321 Air France w barwach SkyTeamu.


Jednak największy uśmiech na mojej twarzy wywołał fakt, że na odpowiedź innego wielkiego sojuszu, Star Alliance, za sprawą LOTu, nie trzeba było długo czekać!

Embraer 170 jest znacznie mniejszą maszyną od A321, jednak za sprawą spiczastego dziobu nie możemy odmówić mu zadziornej sylwetki!
Choć lot krajowy nie jest najbardziej spektakularną formą świętowania, właściwie wszystko zależy od naszego nastawienia. Nie chciałem układać całych wakacji pod setny lot ani tym bardziej wydawać astronomicznych kwot, a jedynie trochę skorygowałem już istniejące plany i wykorzystałem pretekst do wycieczki do fabryki Airbusa w Hamburgu.

Drobny zabieg, w postaci wyboru linii z tradycjami, pozwolił mi na eleganckie i całkiem uroczyste cieszenie się ze swojego osiągnięcia, co zdecydowanie polecam wszystkim. Każdy powód do podróży i uśmiechu jest przecież dobry ;-)

Śledzicie liczbę swoich lotów? Jeśli tak, planujecie świętować setny lot? W jaki sposób?

Udostępnij:

5 komentarzy:

  1. Congratulations on hitting the 100; I too track flights (flight #400 is coming next month) - but after the first couple hundred I just stopped caring about numbers ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. I'm honoured to have such frequent flyer as a reader on my blog!

    On what flight did you reach your first hundred? Did you celebrate that milestone?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. just looked up - my #100 was ARN-SVO - business trip, so I did not celebrate; #200 was MXP-BCN - and I had some beer in Barcelona on this occasion

      Usuń
  3. U mnie jest mała szansa na setny lot w tym roku, ale podkreślam - mała! Ale nie zastanawiałem się jeszcze, jak będzie wyglądać mój setny lot :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie napisz na swoim blogu o własnych odczuciach jeśli Ci się uda! ;)

      Usuń

Copyright © Odlotowe Podróże | Powered by Blogger
Design by SimpleWpThemes | Blogger Theme by NewBloggerThemes.com